Wizyta premiera Kadhimiego w Waszyngtonie, czyli nowy etap współpracy USA-Irak

utworzone przez | sie 26, 2020 | Bagdadzka Perspektywa, Bliski Wschód | 0 komentarzy

W zeszłym tygodniu premier Iraku, Mustafa Kadhimi, odwiedził Waszyngton, gdzie został bardzo ciepło przyjęty przez prezydenta Donalda Trumpa i sekretarza stanu Mike’a Pompeo. Iracka delegacja podpisała z amerykańskimi koncernami umowy wyceniane łącznie na ok. 8 mld dolarów, a politycy z obu krajów mówią o początku „nowego etapu” we współpracy między USA a Irakiem. Czy, aby na pewno mamy do czynienia z „nowym etapem”? W jakim kierunku idą reformy premiera Kadhimiego? Czy Amerykanie są w stanie pomóc w irackich reformach? Na te i wiele innych pytań postaram się odpowiedzieć w dzisiejszym artykule.

Tekst jest dostępny także w formie podcastu (link poniżej).

Człowiek Ameryki czy pragmatyk?

Gdy w maju 2020 r. nowym premierem Iraku został Mustafa Kadhimi, w Waszyngtonie zapanowała radość. Oto – jak wydawało się Amerykanom – po 2 latach miernych rządów premiera Mahdiego, władzę w Bagdadzie znowu objął „człowiek Ameryki”. I faktycznie tak się mogło zdawać – Kadhimi, szef irackiego wywiadu, miał bowiem bardzo rozległe kontakty z Zachodem, osobiście znał Mike’a Pompeo, czy Mohammeda bin Salmana. Jednak już w pierwszych tygodniach swoich rządów Kadhimi udowodnił, że postrzeganie go jako „człowieka Ameryki” jest błędem.

Nowy premier dał się poznać przede wszystkim jako pragmatyk, który na pierwszym miejscu stawia nie interesy USA czy Iranu, lecz interesy narodowe Iraku. I tak mimo że Kadhimi, wsparty przez siły specjalne (tzw. Złotą Dywizję) podjął próby ograniczenia wpływów pro-irańskich milicji wchodzących w skład Sił Mobilizacji Ludowej (PMU), to jednocześnie dbał o utrzymanie bliskich relacji gospodarczych z Teheranem – co zaowocowało ciepłym przyjęciem Kadhimiego w Iranie, gdzie w lipcu złożył swoją pierwszą zagraniczną wizytę.

Prawdziwym testem dla Kadhimiego miała być jednak wizyta w Waszyngtonie, u arcywroga Teheranu i pro-irańskich milicji PMU. Decydując się na wizytę w USA, Kadhimi wszedł na bardzo grząski grunt, który szybko mógł okazać się zabójczym polem minowym.

Wizyta premiera Kadhimiego w Iranie

Przygotowanie gruntu pod rozmowy

Współpraca Iraku z Amerykanami budzi kontrowersje od lat, jednak dopiero w ostatnich miesiącach stała się szczególnie delikatną sprawą. W styczniu, po zabójstwie Solejmaniego i Muhandisa, iracki parlament wezwał bowiem ówczesny rząd premiera Mahdiego, do pozbycia się Amerykanów z Iraku. O ile uchwała parlamentu w tej sprawie nie ma żadnej mocy prawnej, o tyle od miesięcy jest ona wykorzystywana przez środowiska powiązane z Teheranem do wywierania politycznej presji na irackim rządzie. Milicje zaś wykorzystują ją jako uzasadnienie do ostrzeliwania baz wojskowych koalicji oraz amerykańskiej ambasady w Bagdadzie.

Premier Kadhimi cały czas robił jednak w tej sprawie „uniki” i nigdy nie poparł pomysłu całkowitego wycofania się Amerykanów z Iraku. Zamiast tego zaproponował Amerykanom organizację serii spotkań w ramach tzw. „strategicznego dialogu”, który miał nakreślić kierunek dalszego rozwoju rożnych aspektów relacji między USA a Irakiem (a nie tylko skupiać się wyłącznie na sprawie obecności amerykańskich wojsk nad Eufratem). I tak wizyta Kadhimiego w Waszyngtonie oficjalnie była właśnie drugą rundą „strategicznego dialogu” między USA a Irakiem.

Ameryka – z punktu widzenia premiera Kadhimiego – jest kluczowym graczem, który musi być po stronie Bagdadu, jeśli ten ma mieć jakiekolwiek szanse na odbudowę swojej niezależności i odzyskanie podmiotowości na arenie międzynarodowej. Widać to było już w czerwcu bieżącego roku, gdy Złota Dywizja aresztowała kilkunastu członków pro-irańskiego Kata’ibu Hezbollah (na gorącym uczynku, gdy przygotowywali się do ataku rakietowego na amerykańską ambasadę) – lecz już następnego dnia, pod presją milicji, ich wypuszczono. Mówiąc o potrzebie pomocy Bagdadowi ze strony USA nie chodzi mi jednak wcale o fizyczny udział amerykańskich żołnierzy w operacjach przeciwko milicjom, lecz o wykreowanie ośrodków władzy alternatywnych do tych przejętych już przez Iran i milicje (co zostanie sprecyzowane w dalszej części tekstu).

Wizyta Kadhimiego w Ameryce stała się zatem dla jego rządów punktem zwrotnym. Jeśli udałoby się nakłonić Waszyngton do pomocy, plan reform Kadhimiego mógłby „wypalić” – jeśli nie, to premier mógłby równie dobrze podać się do dymisji.

Nic też dziwnego, że ekipa Kadhimiego chciała możliwie jak najlepiej przygotować grunt pod rozmowy z Amerykanami i dokonała wobec nich kilku gestów dobrej woli. I tak w tygodniu poprzedzającym wizytę, Bagdad – po wielu miesiącach sporów z Kurdami i nacisków ze strony USA – zawarł w końcu dwa strategiczne porozumienia z Kurdami: jedno co do podziału budżetu i drugie co do koordynacji działań przeciwko ISIS na tzw. „terenach spornych” (czyli w prowincjach Kirkuk i Dijala).

Dodatkowo, na dwa dni przed wyjazdem do Waszyngtonu, Kadhimi udzielił bardzo ciekawego wywiadu dla Associated Press (AP), który moim zdaniem był przeznaczony całkowicie dla „amerykańskiej widowni” i miał jeszcze bardziej ułatwić negocjacje z Amerykanami. W wywiadzie Kadhimi wprost stwierdził, że mimo iż Państwo Islamskie jest już terytorialne pokonane, to Irak i tak nadal zmaga się problemem terroryzmu, a to wymaga aby współpraca z Amerykanami była kontynuowana. Podczas wywiadu pojawił się także wątek irackiej „niezależności”, którą nadal kwestionuje część waszyngtońskich „jastrzębi”. Premier pytany o to, czy otrzymał od Irańczyków wiadomość dla Amerykanów, stwierdził krótko: „Irak nie jest listonoszem”.

Mustafa Kadhimi, źródło: biuro premiera Iraku

Mój przyjaciel, premier

Kadhimi został przyjęty w Waszyngtonie niemal po królewsku. Zarówno Mike Pompeo, jak i prezydent Trump (który nazwał Kadhimiego swoim przyjacielem) nie szczędzili ciepłych słów pod adresem Kadhimiego. Co ciekawe iracki premier mógł liczyć także na poparcie ze strony Demokratów – na specjalną prośbę Nancy Pelosi, przewodniczącej Izby Reprezentantów, Kadhimi wydłużył o kilka godzin swój pobyt w USA, tak aby znaleźć czas na spotkanie z nią i jej sztabem.

Dzięki pośrednictwu Mike’a Pompeo irackiej delegacji udało się zawrzeć kilka kluczowych umów z amerykańskimi korporacjami: General Electric, Honeywell, Stellar Energy, Chevron i Baker Hughes, które łącznie wycenia się na ok. 8 mld dolarów. Strategiczne znaczenie dla Bagdadu ma zwłaszcza umowa z General Electric, która zakłada że eksperci z GE zajmą się zarządzaniem iracką infrastrukturą energetyczną. Irak od lat jest zależny od importu energii elektrycznej z Iranu, co wynika nie tylko z braku dostatecznej liczby elektrowni, lecz także z dużych strat podczas przesyłu energii (nawet do 50%). Umowa z Amerykanami jest szansą, aby przy efektywniejszym kierownictwie, zmniejszyć uzależnienie energetyczne Bagdadu od Iranu – tym bardziej, że Amerykanie obiecali także wsparcie dla pomysłu przyłączenia Iraku do sieci energetycznej krajów Rady Współpracy Zatoki Perskiej. Drugą kluczową umową jest ta podpisana przez Chevron – amerykańska firma dostała kontrakt na rozbudowę pól naftowych pod Nasirijją, na który od lat zęby ostrzyli sobie Chińczycy.

Pompeo, który przez dwa dni w zasadzie nie odstępował irackiej delegacji na krok, zapowiedział także zwiększenie amerykańskiej pomocy humanitarnej dla Iraku o dodatkowe 204 mln dolarów oraz obiecał Bagdadowi pomoc (w tym finansową) w zakresie organizacji przedterminowych wyborów parlamentarnych, które Kadhimi chce przeprowadzić w czerwcu 2021 r., a które – jak po cichu liczą Amerykanie – mogą ograniczyć wpływy pro-irańskiego Fatahu, który obecnie stanowi drugą siłę polityczną w irackim parlamencie.

Oprócz umów, ważne jest także to, co Trump i Pompeo mówili podczas spotkań z Irakijczykami. Dali oni jasno do zrozumienia, że Waszyngton dobrze zdaje sobie sprawę z sytuacji, w której znalazł się Bagdad – tj. że rząd posiada tylko pozorny wpływ na sytuację w kraju. Jednak jeśli za czasów premiera Mahdiego, Amerykanie naciskali na Bagdad aby sam zajął się swoimi problemami, o tyle teraz postawa Waszyngtonu jest zgoła inna, teraz Amerykanie proponują Irakijczykom czynną pomoc w rozwiązywaniu tych problemów. Najlepiej podsumował to Mike Pompeo:

Nadal pozostało dużo do zrobienia [dla współpracy amerykańsko-irackiej]. Grupy zbrojne, które nie są pod całkowitą kontrolą premiera, utrudniają nam postępy. Te grupy muszą być zastąpione oddziałami lokalnej policji jak najszybciej to możliwe. Zapewniłem dr Fuada [Husajna, szefa irackiego MSZ-u] że możemy pomóc i ze pomożemy.

– Mike Pompeo

Nic też dziwnego, że wielu komentatorów mówi o „nowym rozdziale” współpracy między USA a Irakiem, opartym na ścisłej współpracy i wzajemnym poszanowaniu swoich interesów. Tym określeniem „nowy rozdział” posłużyli się zresztą sami politycy we wspólnym oświadczeniu wydanym po zakończeniu rozmów.

Konferencja prasowa Fuad Husajn – Mike Pompeo

Opuścimy Irak, ale czy to istotne kiedy?

Podczas rozmów skrzętnie ominięto temat wycofania amerykańskich wojsk z Iraku. Mimo, że Trump wprost stwierdził, że chce wycofać wszystkich żołnierzy z Iraku, to jednocześnie nie podał żadnego terminu, w którym miałoby to nastąpić. Nie zrobił tego także Mike Pompeo. Natomiast w Pentagonie mówi się nieoficjalnie, że co prawda kontyngent w Iraku zostanie jeszcze zmniejszony, ale ostatecznie i tak zostanie tam od 3.000 do 3.500 amerykańskich żołnierzy, którzy skupią się teraz przede wszystkim na kwestiach szkolenia i wymiany danych wywiadowczych.

Premier Mustafa Kadhimi i prezydent Donald Trump

Waszyngton, miejsce spotkań

Obok rozmów z przedstawicielami amerykańskiej administracji, w przerwie od głównych obrad, Kadhimiemu udało się spotkać także z sekretarz generalną Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Kristaliną Georgiewą.

Irak nie chce zaciągać pożyczki w MFW, jednak – jak podkreśla wicepremier i minister finansów Ali Allawi – jest on bardzo zainteresowany pomocą techniczną ze strony MFW w zakresie reorganizacji krajowych finansów. Teoretycznie miałoby to pomóc ukrócić defraudacje środków publicznych, które iracka Komisji Integralności (główny organ do walki z korupcją) szacuje na 330 mld dolarów (licząc od 2003 r.).

Spotkanie premiera Kadhimiego z szefową MFW

Wykiwać premiera

Mimo, że – tak jak pisałem – rozmowy z Amerykanami przebiegały w bardzo przyjacielskiej atmosferze, to wrzenie wewnątrz Iraku dało o sobie znać już pierwszego dnia wizyty.

Kilka godzin po wylądowaniu premiera w Waszyngtonie, z Basry przyszła tragiczna wiadomość. Riham Yaqoob, młoda lekarka, zaangażowana w ruch protestacyjny, została zastrzelona przez nieznanych sprawców. Było to już kolejne takie morderstwo w Basrze – tydzień wcześniej zginał, inny aktywista, Tahseen Osama, a premier Kadhimi zdymisjonował za to szefa lokalnej policji.

Iracka delegacja najwidoczniej uznała wydarzenia w Basrze za próbę wpłynięcia przez milicje na kierunek rozmów z Amerykanami, bo jeszcze tego samego dnia Kadhimi potępił zabójstwo i wysłał do Basry dwójkę swoich najbardziej zaufanych współpracowników: szefa MSW gen. Ghanmiego oraz dowódcę Złotej Dywizji, gen. Saadiego, którzy mieli uspokoić sytuację do czasu powrotu premiera.

Przekaz płynący z zabójstwa Yaqoob był jasny: po co dyskutować na tematy międzynarodowe z premierem, który nie kontroluje nawet sytuacji w swoim własnym kraju? Amerykanie nie dali się jednak złapać na tę pułapkę, bo – tak jak mówił Mike Pompeo – wiedzą, że w Iraku istnieją grupy, których premier nie kontroluje i chcą mu pomóc ich rozbiciu.

Riham Yaqoob podczas protestów w Basrze

Alternatywne ośrodki władzy

Od 2003 r. Irak jest państwem dysfunkcyjnym – żeby nie powiedzieć upadłym. Szczególnie widać to teraz w dobie niskich cen ropy, pandemii, kryzysu gospodarczego i konfliktu w obrębie społeczności szyickiej, która – od czasu obalenia Saddama Husajna – wywiera decydujący wpływ na politykę kraju.

Większość irackich instytucji trawiona jest przez korupcję, złe zarządzanie i nepotyzm. W „normalnych” warunkach państwo jest w stanie skutecznie rozbijać takie patologiczne układy, gdyż posiada „monopol na przemoc”, czyli monopol na użycie siły dla realizacji swojej polityki. Jednak nie w przypadku Iraku. W przypadku Iraku „przemocą” posługuje się nie tylko państwo, ale także różne inne grupy, jak milicje czy poszczególne plemiona. Jednocześnie grupy te dysponują „zapleczem finansowym” np. licznymi stanowiskami w administracji rządowej, siłach bezpieczeństwa, czy sprawują kontrolę nad „dzikimi” przejściami granicznymi itd.

„Przemoc” połączona z „zapleczem finansowym” sprawia, że grupy pokroju irackich milicji tworzą własne ośrodki władzy, konkurencyjne wobec rządu centralnego. Jest to model znany chociażby z Libanu, gdzie Hezbollah często bywa określany mianem „państwa w państwie”.

Aby nie być gołosłownym posłużmy się przykładem Organizacji Badr, czyli jednej z najbardziej wpływowych pro-irańskich milicji w Iraku. Organizacja istnieje od 1982 r., lecz to dopiero wojna z ISIS, otworzyła jej wrota do „wielkiej kariery”. Od 2014 r. Badr znacznie rozbudowała własne szeregi i – wykorzystując słabość władzy centralnej – na terenach wyzwolonych od władzy Kalifatu zaczęła tworzyć własne „udzielne księstwa” np. monopolizując skup złomu w zniszczonym Mosulu, co przyniosło Organizacji wielomilionowe zyski.

Wiele milicji, podobnie jak Badr, wykorzystało wojnę do szybkiego bogacenia się i budowy własnego zaplecza finansowego. Milicje były w stanie zabezpieczyć swój stan posiadania nawet po pokonaniu Kalifatu – w 2018 r. osoby powiązane z PMU zawiązały polityczny sojusz (Fatah), który wystartował w wyborach parlamentarnych i odniósł drugi najlepszy wynik, ustępując tylko nieznacznie ugrupowaniu Muktady as-Sadra.

W ten sposób irackie milicje stworzyły ośrodki władzy konkurencyjne wobec rządu centralnego, które posiadają zarówno ramię zbrojne, zaplecze finansowe jak i wpływ na decyzje zapadające w parlamencie. Można zatem powiedzieć, że – podobnie jak Hezbollah w Libanie – tworzą one już obecnie państwo w państwie.

Ograniczenie wpływów milicji jest ekstremalnie trudne. Na początku swoich rządów, premier Kadhimi próbował rozwiązań siłowych (organizując rajd na jedną z baz Kata’ibu Hezbollah), jednak szybko okazało że w takiej konfrontacji zbrojnej, milicje są nie tylko lepiej zorganizowane, ale także są w stanie wystawić o wiele liczniejsze siły niż rząd centralny.

Skoro rząd nie jest w stanie zniszczyć zbrojnego skrzydła „milicyjnych ośrodków władzy” siłą, to być może jest w stanie podkopać ich zaplecze finansowe? Wydaje się, że ekipa premiera Kadhimiego idzie właśnie tą drogą – i właśnie dlatego Bagdad potrzebuje współpracy z Amerykanami bardziej niż kiedykolwiek.

Mustafa Kadhimi podczas wizyty w dowództwie PMU

Ambitny plan reform, z Ameryką w tle

Po porażce w konfrontacji z Katai’ibem Hezbollah, premier nie zmienił ostrej retoryki wobec milicji atakujących protestujących i ostrzeliwujących Zieloną Strefę, nadal nazywając ich „przestępcami”. Premier zmienił jednak podejście do problemu. Złota Dywizja nie była już więcej wysyłana do rajdów na bazy milicji. Teraz członków irackich sił specjalnych wysłano na granicę z Iranem i Syrią, aby obsadzili przejścia graniczne, na których dotychczas kwitła korupcja, a zyski z tego procederu w dużej mierze czerpały właśnie milicje.

Przejecie kontroli nad przejściami granicznymi a tym samym osłabienie zaplecza finansowego milicji wydaje się pierwszym krokiem Kadhimiego w konfrontacji z „milicyjnymi ośrodkami władzy”.

Drugim krokiem jest budowa nowego ośrodka władzy, alternatywnego zarówno względem milicji, jak i dotychczasowych instytucji państwowych (dysfunkcyjnych, przeżartych korupcją i zinfiltrowanych przez Irańczyków). Od początku swoich rządów premier otacza się członkami Złotej Dywizji, zaufanymi dowódcami wojskowymi, liderami ruchu protestacyjnego oraz pracownikami wywiadu. W zamyśle premiera to najwyraźniej oni mają zostać nową elitą polityczną kraju.

Premier chce skupić wokół swojego obozu jak największą liczę Irakijczyków, szczególnie tych młodszych, którzy stanowią siłę napędową dotychczasowych protestów. Żeby jednak to zrobić, Kadhimi musi zwiększyć autorytet rządu centralnego. I właśnie w to celują umowy, które iracka delegacja podpisała z Amerykanami. Przykładowo jeśli umowa z General Electric „wypali”, to powtarzające się od wielu lat przerwy w dostawach prądu na południu kraju zostaną ograniczone do minimum, a Kadhimi będzie mógł liczyć na znaczne poparcie ze strony mieszkańców Basry, Nasirijji i Bagdadu. Jeśli natomiast uda się osiągnąć porozumienie z MFW, Irakijczycy mogą częściowo ukrócić defraudacje środków publicznych – zwiększając tym samym wpływy rządu centralnego i osłabiając konkurencyjne ośrodki władzy.

Trzecim i finalnym krokiem jest natomiast reforma prawa wyborczego i organizacja przedterminowych wyborów parlamentarnych i w rezultacie osłabienie zaplecza politycznego „milicyjnych ośrodków władzy” (mówiąc prościej: odebranie Fatahowi jak największej liczbę mandatów). Kadhimi ogłosił już, że chce przeprowadzić wybory w czerwcu 2021 r. Tutaj pojawiają się jednak dwa problemy. Przede wszystkim, aby przywrócić prymat rządu centralnego reformy musiałyby zakazać obowiązującej nieformalnie tzw. muhasasy (tj. podziału stanowisk w administracji państwowej wg klucza etniczno-religijnego). Poza tym pojawia się jeszcze drugi, większy problem – Kadhimi nie może sam rozwiązać parlamentu, mogą to zrobić wyłącznie sami parlamentarzyści, którzy póki co wysyłają w tej sprawie sprzeczne sygnały.

Iracka delegacja podczas spotkania z administracją Trumpa

Wielkie nadzieje” czy „Samotnia”?

O ile jednak „nowa strategia” rządu brzmi rozsądnie na papierze, o tyle zupełnie nie wiadomo jak będzie ona funkcjonować w praktyce. Irackie milicje (i to nie tylko te pro-irańskie) są bezwzględne w osiąganiu swoich celów – pokazują to chociażby morderstwa aktywistów w Basrze. Jeśli milicje poczują się zagrożone, to z całą pewnością będą próbowały stawiać czynny opór, co w najgorszym scenariuszu może zakończyć się nawet wojną domową w obrębie społeczności szyickiej zamieszkującej południe kraju.

Druga kwestia to jak zareaguje Teheran, który w pewnym momencie może zdać sobie sprawę, że w dłuższej (co najmniej kilkuletniej) perspektywie czasowej reformy Bagdadu mogą doprowadzić do podkopania dominującej pozycji gospodarczej Teheranu w Iraku.

Ponadto pojawia się jeszcze jedna kwestia – otóż Kadhimi doszedł do władzy dzięki protestom młodych Irakijczyków, jednak jego reformy w perspektywie krótkoterminowej uderzają właśnie w ruch protestacyjny. Pojawia się zatem pytanie, czy ci sami ludzie którzy dali mu władzę, teraz mu tej władzy nie odbiorą?

Wydaje się, że kluczowe w tej rywalizacji mogą być przyspieszone wybory parlamentarne. Gdyby udało się osłabić pro-irański Fatah reformy mogłyby być znacznie łatwiejsze.

Ten raczej małooptymistyczny tekst, chciałbym zakończyć jednak optymistycznym cytatem z wicepremiera Alego Allawiego:

Dickens napisał książkę pt. „Wielkie Nadzieje” i to jest właśnie to czego oczekuję dla tego kraju. Moje oczekiwania dla niego są wielkie i pozytywne. To są ciężkie czasy, czasy pełnie kłopotów i mogą stać się najgorszymi czasami. Ale mogą stać się także najlepszymi czasami. Obecny stan rzeczy, pokazuje moim zdaniem że znajdujemy się na rozdrożu. Decyzje, które podejmiemy w ciągu następnych kilku miesięcy, może w ciągu roku, będą kluczowe dla tego, czy podążymy w kierunku „Wielkich Nadziei” czy „Samotni”. Jednak ja osobiście liczę na „Wielkie Nadzieje”.

– Ali Allawi

___________________
Możesz wesprzeć działalność „Pulsu Lewantu” poprzez:
Patronite:
PayPal.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Doceniasz moją pracę? Możesz postawić mi wirtualną kawę, klikając w przycisk obok.

Zostań patronem Bloga

Możesz zostać także stałym Patronem Bloga. W zamian otrzymasz cotygodniowe przeglądy prasy, wczesny dostęp do moich artykułów i udział w sesjach Q&A. Tutaj znajdziesz szczegóły.

TOMASZ RYDELEK

Autor, założyciel Pulsu Lewantu

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (2019). Założyciel Pulsu Lewantu. Od 2018 r. prowadzi kolumnę poświęconą sprawom Bliskiego Wschodu w miesięczniku Układ Sił. W 2020 r. został członkiem Abhaseed Foundation Fund. Oprócz obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie interesuje się głównie historią brytyjskiego kolonializmu oraz nowożytnego Iraku.

Tomasz Rydelek

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (2019). Założyciel Pulsu Lewantu. Od 2018 r. prowadzi kolumnę poświęconą sprawom Bliskiego Wschodu w miesięczniku Układ Sił. W 2020 r. został członkiem Abhaseed Foundation Fund. Oprócz obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie interesuje się głównie historią brytyjskiego kolonializmu oraz nowożytnego Iraku.

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera, a już żaden tekst Cię nie ominie.

Zostań stałym Patronem bloga. W zamian otrzymasz cotygodniowe przeglądy prasy, wczesny dostęp do artykułów i udział w sesjach Q&A.