Układ pokojowy Izrael-ZEA. Prezent dla Trumpa, ból głowy dla Saudów

utworzone przez | sie 16, 2020 | Bliski Wschód, Q | 0 komentarzy

W czwartek, 13 sierpnia, prezydent Trump poinformował, że władze Izraela i Zjednoczonych Emiratów Arabskich osiągnęły historyczne porozumienie dotyczące zawarcia pokoju między tymi dwoma krajami. W ten sposób ZEA stanie się trzecim – po Egipcie i Jordanii – krajem arabskim, z którym Izrael nawiąże stosunki dyplomatyczne. Warto zastanowić się dlaczego władze Emiratów zawierają ten układ właśnie teraz oraz co oznacza to dla dotychczasowego hegemona arabskiej części Zatoki Perskiej – Królestwa Arabii Saudyjskiej.

Ten tekst jest dostępny także w formie audio. Od teraz wszystkie moje teksty blogowe będą pojawiały się na profilu „Radio Bejrut” w serwisie Spotify.

Normalizacja czy tylko formalizacja?

Z pośród wszystkich krajów arabskich, które dotychczas nie zawarły traktatu pokojowego z Izraelem, to właśnie ZEA miały z nim najbardziej rozbudowane kontakty. Wszystko zaczęło się po zamachach 11 września 2001 r., gdy władze Emiratów uznały „radykalny islam” za główne zagrożenia dla swoich dalszych rządów oraz bezpieczeństwa regionu. Wtedy też emirackie służby zacieśniły swoją współpracę z Amerykanami oraz – za ich pośrednictwem – ustanowiły kanał komunikacyjny z Tel Awiwem.

Początkowo relacja między Izraelem a ZEA była oparta wyłącznie o współpracę w zakresie bezpieczeństwa – m.in. zakupiono od Izraela liczne narzędzia do masowej inwigilacji mieszkańców ZEA – często te same, które Izrael stosuje przeciwko Palestyńczykom. W kolejnych latach ta współpraca zaczęła powoli wchodzić na kolejne, nowe płaszczyzny: od wykorzystywania izraelskich doradców w Jemenie i Libii, po kwestie gospodarki i energetyki np. w 2015 r., przy mieszczącej się w Dubaju Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej, Izrael otworzył swoje stałe przedstawicielstwo. W Dubaju zaczęły się także pojawiać liczne delegacje z Izraela – i to wszystko mimo braku nawiązania oficjalnych stosunków.

Dlatego moim zdaniem używanie terminu „normalizacja” w kontekście układu Izrael-ZEA jest błędne, gdyż zupełnie pomija dotychczasowe relacje między tymi krajami. Osobiście uważam, że mamy do czynienia nie z „normalizacją”, lecz z „formalizacją” i właśnie takim terminem będę posługiwał się w tekście.

Mohamed Bin Thaaloob al-Derai, szef emirackiej organizacji judo i kickboxingu oraz Miri Regev, izraelska Minister Kultury i Sportu, zawody w judo w ZEA, 2018 r. Źródło: Międzynarodowa Organizacja Judo

Dlaczego Emiraty zdecydowały się na formalizację stosunków z Izraelem właśnie teraz?

Skoro Emiraty posiadały tak rozległe relacje z Izraelem to dlaczego nie zdecydowały się na ich formalizację dużo wcześniej? Odpowiedź jest prosta, nie sprzyjała temu sytuacja międzynarodowa. Teraz natomiast nadeszła idealna okazja, gdyż – zawierając pokój z Izraelem – władze Emiratów mogą przedstawić się jako obrońcy sprawy palestyńskiej. W jaki sposób?

Gdy w styczniu 2020 r. prezydent Trump ogłosił swój plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu, który pozwoli Izraelowi na aneksję Zachodniego Brzegu, premier Netanjahu niemal natychmiast zaczął przygotowywać grunt pod „wchłonięcie” tych terenów, szumnie zapowiadając, że aneksja nastąpi 1 lipca. Wkrótce jednak okazało się, że plany Netanjahu są nierealne. Najpierw opór zaczęli stawiać Amerykanie, twierdząc że aneksja powinna zostać poprzedzona intensywnymi konsultacjami z krajami arabskimi – w szczególności z Jordanią, która groziła zerwaniem umowy pokojowej z Izraelem. Wkrótce do krytyków planu aneksji dołączył także Benny Gantz, koalicjant Netanjahu w rządzie. W tej sytuacji gdy nadszedł 1 lipca aneksja nie nastąpiła, a Netanjahu – przyparty do muru przez skrajną prawicę i żydowskich osadników zamieszkujących nielegalnie Zachodni Brzeg – nieśmiało zaczął zrzucać winę na Amerykanów, twierdząc że to Biały Dom zadecyduje „kiedy” ostatecznie nastąpi aneksja. Mimo to świat arabski nadal trwał w strachu, wierząc, że mimo wszystko aneksja jest nieunikniona.

W tej sytuacji na scenę wkroczyły Emiraty, aby – jak same twierdzą – „uratować Palestynę”. Emiraty zaproponowały Izraelowi zawarcie pokoju, jednak pod warunkiem „wstrzymania aneksji Zachodniego Brzegu” – taki zapis znalazł się także w oficjalnym tekście porozumienia. Wg narracji płynącej z Abu Zabi, ZEA zawierając pakt z „wrogiem” zrobiła to dla „większego dobra”, dla Palestyny. W ten sposób Emiraty wykorzystały korzystną sytuację międzynarodową dla swoich celów – raz formalizując swoje relacje z „izraelskim partnerem”, a dwa przedstawiając się jako „obrońcy Palestyny”.

Tak – według Planu Trumpa – ma wyglądać przyszły obszar Autonomii Palestyńskiej.

Za utratę Zachodniego Brzegu (granica z Jordanią), Palestyńczycy mają otrzymać pustynne tereny przy granicy z Egiptem.

Rezygnacja z aneksji czy tylko jej odwleczenie w czasie?

W tekście porozumienia jest mowa wyłącznie o „wstrzymaniu aneksji”, więc retoryka Emiratów o „uratowaniu Palestyny” jest nieco nad wyrost. Zapis ten z pewnością będzie przedmiotem sporów przez najbliższe lata – premier Netanjahu zapowiedział już, że „odłożenie tematu na półkę” jest tymczasowe i że za kilka tygodni wróci do sprawy.

Osobiście jednak nie wierzę, aby w obecnej sytuacji doszło do aneksji. Sprawa budzi zbyt duże kontrowersje tak w świecie arabskim, jak i w samym Izraelu. Poza tym brak zgody ze strony USA na „jednostronną aneksję” (bez konsultacji z krajami arabskimi) zdaje się blokować „wchłonięcie” Zachodniego Brzegu na co najmniej kilka lat.

Prezent wyborczy dla Netanjahu

Porozumienie jest także prezentem wyborczym dla Netanjahu. Od kwietnia 2019 r. w Izraelu odbyły się już 3 „rundy” wyborów parlamentarnych, jednak żadna z nich nie dała wyraźnego zwycięstwa – oskarżanemu o korupcję Bibiemu. Ostatnie wybory z marca 2020 r. zmusiły Netanjahu do zawarcia koalicji z Bennym Gantzem, jednak było to „małżeństwo” z rozsądku a nie z miłości – głównym powodem zawiązania koalicji była wspólna chęć walki z koronawirusem.

Rządy koalicyjne z Gantzem są jednak dla Bibiego stałym źródłem frustracji, a obaj panowie stale rzucają się sobie do gardeł. Teraz np. walczą o ustawę budżetową na 2020 r. (tak, na 2020 r.). Od kilku tygodni wydaje się, że Netanjahu przygotowuje się do kolejnych, 4. wyborów, licząc że historyczny układ z Emiratami, może być „kartą przetargową”, dzięki której pozbędzie się Gantza z rządu.

Benjamin „Bibi” Netanjahu oraz Benny Gantz

Wsparcie dla reelekcji Trumpa oraz polityka ubezpieczeniowa (na wypadek porażki Trumpa)

Warto zwrócić uwagę, że pokój z Izraelem miał dla ZEA także szerszy wymiar, wykraczający daleko poza Bliski Wschód.

Otóż nie jest przypadkiem, że o porozumieniu poinformował sam prezydent Trump a nie któryś z zainteresowanych krajów. Emiraty posiadają bardzo rozległe kontakty z administracją Trumpa i bardzo liczą na to, że po tegorocznych wyborach, Trump nadal będzie gospodarzem w Białym Domu.

Trump był wielokrotnie krytykowany za swoją politykę zagraniczną wobec Bliskiego Wschodu – tak w sprawie Iranu, jak i Izraela. Demokraci zarzucali prezydentowi, że jest zbyt uległy wobec Netanjahu, a jego plan pokojowy nie zadziała i zostanie całkowicie odrzucony przez świat arabski.

Emiraty zawierając porozumienie z Izraelem pokazują jednak, że plan pokojowy Trumpa działa, tym samym podtrzymując „legendę” Trumpa jako wielkiego „dealmakera”. Podczas kampanii prezydenckiej Trump z pewnością będzie chciał przedstawić to porozumienie jako dowód na skuteczność swojej polityki zagranicznej – już teraz część osób z otoczenia prezydenta mówi nawet, że należy mu się pokojowa nagroda Nobla. Można więc zatem powiedzieć, że układ Izrael-ZEA był swoistym „prezentem wyborczym” od Emiratów dla Trumpa.

Jednocześnie jednak ten sam układ jest pewną polityką ubezpieczeniową dla samych Emiratów. Otóż zawierając pokój z Izraelem pokazują, że są dla USA godnym zaufania sojusznikiem, który jest gotów poświęcić swoje partykularne interesy na rzecz rozbudowy sojuszu z Ameryką. Niezależnie bowiem kto wygra wybory prezydenckie – Biden czy Trump – tzw. „specjalna relacja” łącząca USA i Izrael zostanie utrzymana. Emiraty dając „prezent wyborczy” Trumpowi, puszczają jednocześnie oko do Bidena, wskazując mu, że jeśli szuka silnego i zaufanego partnera dla swojej polityki bliskowschodniej, to Emiraty już na niego czekają. I w ten sposób dochodzimy do kolejnej kwestii – tj. tego jak porozumienie Izrael-ZEA może odbić się na układzie sił w samej Zatoce Perskiej.

Prezydent Trump oraz Mohammed bin Zayed (faktyczny przywódca ZEA)

Saudyjski ból głowy

Przez lata najważniejszym partnerem Ameryki w Zatoce Perskiej była Arabia Saudyjska, która dominowała nad swoimi arabskimi sąsiadami. Wraz jednak z wejściem do świata wielkiej polityki, Mohammeda bin Salmana (MBS), saudyjskiego następcy tronu, ta saudyjska dominacja zaczęła słabnąć. Najpierw fatalna interwencja w Jemenie w 2015 r., potem popadnięcie w konflikt z Katarem (2017 r.) oraz zamordowanie Dżamala Chaszukdżiego w stambulskim konsulacie (2018 r.). Wszystko to sprawiło, że MBS znalazł się w ogniu krytyki nie tylko ze strony demokratów, ale także niektórych republikanów. W ten sposób młody książę został „persona non grata” w Waszyngtonie.

Tymczasem na nowego hegemona arabskiej części Zatoki Perskiej wyrastają coraz bardziej Zjednoczone Emiraty Arabskie, rządzone de facto przez następcę tronu Abu Zabi Mohammeda bin Zayeda (MBZ). Emiraty angażują się niemal w każdy konflikt w regionie – od Jemenu, przez Róg Afryki i Syrię, po Libię i konflikt na Morzu Śródziemnym. Dobijający do sześćdziesiątki MBZ od dawna pozostaje w bliskich relacjach z saudyjskim następcą tronu MBS’em. Jednak coraz częściej interesy Arabii Saudyjskiej i Emiratów wzajemnie się wykluczają.

I tak np. w Jemenie, Emiraty wspierają separatystów, którzy chcą wywalczyć niepodległość dla Jemenu Południowego. Natomiast Saudowie wspierają rząd centralny prezydenta Hadiego. Mimo wielu prób zawarcia porozumienia, od 2017 r. separatyści i rząd znajdują się w stanie permanentnej wojny – przerywanej tylko okresowi zawieszeniami broni. Ku frustracji Saudów, górę w tej walce biorą separatyści, szkoleni i wyposażani przez Emiraty.

Ogłoszenie porozumienia między Izraelem a ZEA jest kolejnym powodem do bólu głowy saudyjskich przywódców. Teraz znajdą się oni pod dużą presją ze strony Waszyngtonu, aby także zawrzeć pokój z Izraelem. Rijad nie może sobie jednak na to pozwolić. Raz, że taki układ mógłby wywołać w Królestwie dużo większy opór społeczny niż w Emiratach, a dwa Saudowie nie mogą pozwolić sobie teraz na pokój ze względów prestiżowych – zawarcie pokoju, tuż po Emiratach, mogłoby zostać odebrane jako uznanie dominacji Abu Zabi w Zatoce Perskiej.

Saudyjskie przywództwo czuje się wyraźnie zaskoczone decyzją Emiratów i nie wie za bardzo co z nią zrobić. Najlepiej świadczy o tym fakt, że żaden z przedstawicieli dworu królewskiego, nie skomentował układu Izrael-ZEA, a Saudyjska Agencja Prasowa – w dzień po zawarciu traktatu – uznała, że jednak bardziej stosowne od informacji na ten temat, jest umieszczenie życzeń dla Liechtensteinu z okazji dnia niepodległości.

Jeśli Trump wygra wybory prezydenckie, Saudowie prawdopodobnie przetrwają presję dot. normalizacji z Izraelem, bez większych perturbacji. Problem pojawi się jednak jeśli wybory wygra Biden. Już wcześniej, za prezydentury Obamy, Demokraci podchodzili krytycznie do saudyjskich władców. Kończyło się jednak tylko na krytyce, bo w Waszyngtonie nadal uważano Arabię Saudyjską za największego – po Izraelu – sojusznika USA na Bliskim Wschodzie. Układ Izrael-ZEA może poważnie nadszarpnąć relacją Saudów z USA. Demokraci mogą bowiem uznać, że nowoczesne i nieskompromitowane na arenie międzynarodowej, Emiraty są idealną alternatywą dla sojuszu z Saudami. Gdyby faktycznie w USA doszło do reorientacji na Emiraty, KSA mógłby czekać albo przewrót pałacowy (i odsunięcie MBS’a) albo – co gorsza – MBS mógłby sam zacząć reorientować się na Rosję i Chiny. Podejmowane w ostatnich latach inicjatywy współpracy gospodarczej z Moskwą i Pekinem, zdaj się natomiast wskazywać że MBS dobrze rozumie skalę zagrożenia.

Oczywiście w kontekście umowy Izrael-ZEA trzeba także wspomnieć o Turcji i rywalizacji na Morzu Śródziemnym, jednak z racji tego że tutaj pojawia się wątek rosyjski a ja nie chcę jeszcze bardziej wydłużać tekstu, ten turecko-rosyjski aspekt sprawy omówię w kolejnym artykule.

Mohammed bin Salman oraz prezydent Xi Jinping podczas wizyty MBS’a w Chinach w 2019 r. źródło: Agencja Informacyjna Xinhua

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Doceniasz moją pracę? Możesz postawić mi wirtualną kawę, klikając w przycisk obok.

Zostań patronem Bloga

Możesz zostać także stałym Patronem Bloga. W zamian otrzymasz cotygodniowe przeglądy prasy, wczesny dostęp do moich artykułów i udział w sesjach Q&A. Tutaj znajdziesz szczegóły.

TOMASZ RYDELEK

Autor, założyciel Pulsu Lewantu

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (2019). Założyciel Pulsu Lewantu. Od 2018 r. prowadzi kolumnę poświęconą sprawom Bliskiego Wschodu w miesięczniku Układ Sił. W 2020 r. został członkiem Abhaseed Foundation Fund. Oprócz obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie interesuje się głównie historią brytyjskiego kolonializmu oraz nowożytnego Iraku.

Tomasz Rydelek

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (2019). Założyciel Pulsu Lewantu. Od 2018 r. prowadzi kolumnę poświęconą sprawom Bliskiego Wschodu w miesięczniku Układ Sił. W 2020 r. został członkiem Abhaseed Foundation Fund. Oprócz obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie interesuje się głównie historią brytyjskiego kolonializmu oraz nowożytnego Iraku.

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera, a już żaden tekst Cię nie ominie.

Zostań stałym Patronem bloga. W zamian otrzymasz cotygodniowe przeglądy prasy, wczesny dostęp do artykułów i udział w sesjach Q&A.