W tym tygodniu turecka lira odnotowuje kolejne spadki. Teraz za 1 dolara można kupić aż ok. 10 lir.
Od 2018 r. Turcja pogrążona jest w kryzysie walutowym. Jest on efektem kilku czynników m.in. awanturniczej polityki zagranicznej, odpływu kapitału zagranicznego i nieszablonowego interwencjonizmu państwowego (Erdogan, mimo że z wykształcenia ekonomista, uważa że wysokie stopy procentowe napędzają inflację).
Obecne dane dotyczące tureckiej gospodarki są fatalne. Według oficjalnych danych TUIK, w październiku inflacja osiągnęła 19,89% (rok do roku). Bezrobocie wynosi zaś 11,5%.
Tureckie władze nie przedstawiły planu na uratowanie gospodarki. Co prawda inwestorzy z nadzieją patrzyli na Turcję w listopadzie 2020 r., gdy mury ministerstwa finansów opuścił zięć Erdogana, Berat Albayrak, a nowym prezesem Banku Centralnego został Naci Ağbal.
Agbal energicznie przystąpił do ratowania gospodarki, bez wahania, kilkukrotnie podniósł stopy procentowe. Turecka lira przestała tracić na wartości i powoli zaczęła się umacniać. Sytuacja załamała się jednak w marcu 2021 r., gdy Agbal planował kolejne podwyżki. Erdogan, dowiedziawszy się o tym, zwolnił Abgala, a jego następcą zrobił Şahapa Kavcıoğlu, którego jedną z pierwszych decyzji było… obniżenie stóp procentowych.
Sytuacja w Turcji, nawet wśród wyborców rządzącej AKP, staje się nie do wytrzymania. Pędząca inflacja i bezrobocie pchają Turków na bruk. To wszystko odbija się na notowaniach AKP i samego Erdogana. Mimo, że partia rządząca próbuje wmówić swoim obywatelom, że kryzys jest wywołany przez spisek, czy też wojnę gospodarczą prowadzoną przez wrogów Turcji, to mało kto kupuje taką narrację. Jak pokazują ostatnie dane, aż 80% Turków uważa, że problemy wynikają przede wszystkim ze złego zarządzania gospodarką (tj. niekompetencji samych rządzących).
Erdogan nie ma szans na poprawę sytuacji gospodarczej w perspektywie krótkoterminowej. Tymczasem wybory już w 2023 r.