Pogranicze w ogniu, czyli kompendium wiedzy o ostatnich starciach palestyńsko-izraelskich

utworzone przez | maj 12, 2021 | Bliski Wschód, Q | 0 komentarzy

Od kilku dni polski internet żyje ostrymi starciami między Palestyńczykami a Izraelczykami, skupionymi głównie wokół Strefy Gazy i wschodniej Jerozolimy (ale nie tylko). Hamas ostrzeliwuje terytorium Izraela, a IDF odpowiada bombardowaniem Strefy Gazy. Liczba ofiar śmiertelnych zbliża się do 100, a rannych jest już blisko 1000. W poniższym tekście postaram się w zwięzły sposób przybliżyć genezę tych starć oraz wskazać jakie mogą one mieć implikacje dla samego Izraela, jak i dla regionu. Poruszę także wątek dezinformacji i propagandy, który towarzyszy narracji dotyczącej tego konfliktu.

Od czego się zaczęło?

Aby zrozumieć genezę ostatnich starć palestyńsko-izraelskich musimy udać się w krótką podróż po historii Izraela i Palestyny.

Szejk Dżarrach to jedna z dzielnic wschodniej Jerozolimy. Po wojnie z 1948 r. dzielnica ta znalazła się pod kontrolą władz Jordanii, które – na podstawie umowy zawartej z UNRWA – osiedliły tutaj 28 palestyńskich rodzin, które uciekły z terytorium nowoutworzonego państwa Izrael. Osiedlanie się palestyńskich uchodźców we wschodniej Jerozolimie, na Zachodnim Brzegu czy emigracja poza granice kraju to zresztą dużo bardziej skomplikowany problem w stosunkach palestyńsko-izraelskich. Po wojnie z 1948 r. aż ok. 700.000 Palestyńczyków dobrowolnie lub pod przymusem opuściło swoje rodzinne strony (w historiografii to wydarzenie określa się jako Nakba, co z j. arabskiego oznacza po prostu „katastrofa”). Izrael sukcesywnie odmawia tym osobom „prawa powrotu” na tereny, które zamieszkiwali przed 1948 r. Do tej pory historycy spierają się czy Nakbę można określić mianem czystki etnicznej.

W 1967 r., w trakcie wojny sześciodniowej, wojska izraelskie wyparły Jordańczyków ze wschodniej Jerozolimy i przejęły kontrolę nad całym miastem – w tym nad Szejk Dżarrach. Wkrótce później – na mocy specjalnych ustaw – Izraelczycy zaczęli przejmować na własność palestyńską ziemię we wschodniej Jerozolimie i żądać czynszu od dotychczasowych, palestyńskich właścicieli. W latach 90. XX w. Izraelczycy zaczęli natomiast wytaczać procesy sądowe Palestyńczykom, żądając ich eksmisji ze wschodniej Jerozolimy. Status prawny wschodniej Jerozolimy jest dość zawiły i w tym miejscu – jeśli ktoś chce bardziej zgłębić temat, to odsyłam do tekstu „Co się dzieje w Szajch Dżarrah?” opublikowanego przez Stosunkowo Bliski Wschód.

Co najważniejsze dla nas to to, że sytuacja w Szejk Dżarrach nie jest wcale jakimś wyjątkiem. Do podobnych eksmisji Palestyńczyków dochodzi także w innych częściach kraju. W tym kontekście można powiedzieć, że Szejk Dżarrach jest pewnym mikrokosmosem, gdzie jak na dłoni widać o co chodzi w trwającym od lat palestyńsko-izraelskim „sporze o ziemię”.

Już w poprzednich miesiącach izraelskie sądy nakazały eksmisję kilku palestyńskich rodzin z dzielnicy Szejk Dżarrach. 10 maja 2021 r. Izraelski Sąd Najwyższy miał wypowiedzieć się natomiast w sprawie eksmisji kolejnych 4 palestyńskich rodzin z dzielnicy.

Już na przełomie kwietnia i maja, w oczekiwaniu na wyrok Sądu Najwyższego, Szejk Dżarrach stało się głównym punktem zapalnym na mapie Jerozolimy W dzielnicy pojawili się uzbrojeni izraelscy osadnicy, próbując zastraszyć lokalnych mieszkańców. Palestyńczycy odpowiedzieli masową mobilizacją i regularnymi manifestacjami przechodzącymi po ulicach Szejk Dżarrach. Biorąc pod uwagę bierną postawę izraelskiej policji, starcia stały się tylko kwestią czasu.

Sytuacja narodowościowa i administracyjna w Jerozolimie. Dzielnica Szejk Dżarrach położona jest zaraz na północ od starego miasta (zaznaczone na mapie).

Szturm na meczet Al Aksa

Pierwsze starcia wybuchły 6 maja. Izraelscy osadnicy zaatakowali Palestyńczyków przygotowujących się do iftaru, tj. pierwszego posiłku spożywanego, podczas ramadanu, przez muzułmanów po zachodzie słońca. W ruch poszły krzesła, stoły i kamienie. Interweniować musiała policja. Z każdym kolejnym dniem sytuacja stawała się coraz poważniejsza.

Wieczorem 9 maja Palestyńczycy zebrani na Wzgórzu Świątynnym obrzucili kamieniami izraelskich policjantów. W odpowiedzi policja przeprowadziła szturm na, wypełniony po brzegi, meczet Al Aksa, gdzie akurat odbywały się piątkowe modlitwy. Podczas policyjnej interwencji ponad 200 Palestyńczyków zostało rannych.

„Szturm” na meczet Al Aksa wywołał ogromne oburzenie wśród ludności muzułmańskiej. Część mediów stwierdziła, że doszło do zbezczeszczania meczetu. Raz, że izraelska policja wdarła się do meczetu podczas piątkowych modlitw, dwa że użyła granatów hukowych, a trzy że ponad 200 Palestyńczyków zostało rannych.

W odpowiedzi na szturm na meczet Al Aksa, Hamas wezwał Izrael do wycofania policji z meczetu. Gdy termin ultimatum minął, a Izrael nie wycofał swoich sił, Hamas wystrzelił 150 rakiet w kierunku Izraela. Większość z nich została zestrzelona przez izraelskie systemy obrony przeciwlotniczej Żelazna Kopuła (zwane czasami żartobliwie Żelazną Jarmułką).

W odpowiedzi Izrael ogłosił operację „Strażnicy Muru”. Izraelskie lotnictwo rozpoczęło zmasowane naloty na Strefę Gazy, atakując przy tym budynki lokalnej palestyńskiej administracji (np. posterunki palestyńskiej policji), które – jak twierdzi izraelska armia (IDF) – są wykorzystywane przez Hamas do magazynowania broni.

W ten sposób rozpoczęła się spirala przemocy, a Strefa Gazy znowu stała się strefą wojny. Według stanu na czwartkowe południe, po stronie palestyńskiej jest już 89 zabitych i ponad 600 rannych, a po stronie izraelskiej 6 zabitych cywilów i 1 żołnierz oraz ok. 100 rannych.

Szturm na meczet Al Aksa, materiał z The Guardian

Trzecia intifada?

Część osób już teraz nazywa palestyńsko-izraelskie starcia mianem trzeciej intifady. Ja wstrzymałbym się z takimi komentarzami. Obecnie sytuacja jest mocno nieprzewidywalna i ciężko stwierdzić czy faktycznie obecne walki przekształcą się w coś, co będziemy mogli nazwać intifadą.

Należy jednak podkreślić, że sytuacja będzie prawdopodobnie zmierzała do dalszej eskalacji. Przede wszystkim widać ogromne niezadowolenie wśród Palestyńczyków, którzy czują się zdradzeni przez swoich arabskich sojuszników. Układy pokojowe zawarte w zeszłym roku z Izraelem przez ZEA, Bahrajn, Sudan i Maroko, zostały przyjęte przez Palestyńczyków bardzo źle. Część palestyńskiej opinii publicznej uznała, że te traktaty pokojowe są de facto ukróceniem jakichkolwiek palestyńskich marzeń o własnej państwowości. Gniew narastał więc wśród Palestyńczyków od dłuższego czasu, a teraz pojawiła się okazja aby dać temu upust.

Także postawa izraelskich władz jest mocno pro-eskalacyjna. IDF nie tylko bombarduje rzekome placówki Hamasu w Strefie Gazy, ale de facto poluje na członków Hamasu wyższego szczebla. W izraelskich nalotach zginął już m.in. Hassan Koagi, szef wywiadu wojskowego Hamasu, jego zastępca Wali Issa oraz Iyad Fathi Faik Sharir, dowódca jednostki przeciwpancernej. Moim zdaniem eliminowanie wysoko postawionych dowódców Hamasu nie jest przypadkiem, lecz świadomym działaniem IDF-u, które jak najmocniej ma ograniczyć zdolności operacyjne Hamasu.

Pewnym wyjaśnieniem eskalacyjnej postawy Izraela jest sytuacja premier Netnajahu, który po wyborach parlamentarnych nie zdołał stworzyć nowego rządu, a misję utworzenia nowego gabinetu powierzono jednemu z jego najważniejszych rywali, Jairowi Lapidowi. Moim zdaniem Netanjahu zrobi wszystko, aby możliwie jak najmocniej utrudnić Lapidowi utworzenie nowego rządu. Być może Bibi uważa, że nadal ma szanse ograć Lapida i utrzymać się w fotelu premiera, a być może chce zostawić Lapidowi kraj w całkowitym chaosie. Jakiekolwiek są motywy Netanjahu, to gra on na mocną eskalację.

Wcale bym się nie zdziwił gdyby IDF wkrótce rozpoczęło też operację lądową i weszło na teren Strefy Gazy. Zresztą rzecznik IDF zapowiedział, że plany takiej operacji są już gotowe i będą przedstawione rządowi do zatwierdzenia.

Bardzo ciekawe jak obecne starcia wpłyną na izraelskie społeczeństwo. W XXI w. konflikt palestyńsko-izraelski ograniczał się w zasadzie do Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu. Teraz natomiast „wojna” przyszła pod drzwi Izraelczyków. W wielu miastach pogranicza, zamieszkiwanych zarówno przez Izraelczyków, jak i Palestyńczyków, doszło do regularnych starć. Przykładowo w mieście Lod, niedaleko linii demarkacyjnej z 1949 r., doszło do krwawych walk między Izraelczykami a Palestyńczykami. Policja, mimo kilku prób, nie była w stanie spacyfikować zamieszek. W tej sytuacji na prośbę burmistrza, Netanjahu ogłosił stan wyjątkowy w mieście i wprowadził do Lod regularne oddziały wojska. Po internecie krążą także nagrania linczów dokonywanych przez Izraelczyków na Palestyńczykach (i vice versa). Cześć społeczeństwa izraelskiego uważa, że ta spirala przemocy jest nakręcana nie przez Palestyńczyków, ale przez premiera Netnajahu i innych prawicowych polityków – takie odczucia są silne zwłaszcza wśród izraelskich liberałów. Nie bez powodu np. gazeta Haarec twierdzi, że Netanjahu prze kraj na skraj wojny domowej.

Jak widzimy konflikt palestyńsko-izraelski jest bardzo skomplikowany i wielopoziomowy. Warto w tym miejscu pamiętać także, że Fatah, który de facto rządzi na Zachodnim Brzegu, nie poparł działań Hamasu i zachował daleko posuniętą wstrzemięźliwość wobec całego kryzysu. Siły bezpieczeństwa wierne Fatahowi także próbują doprowadzić do deeskalacji na kontrowanych przez siebie terenach. W efekcie na Zachodnim Brzegu dochodzi w zasadzie tylko do marszów solidarności ze Strefą Gazy i sporadycznych starć z IDF i izraelskimi osadnikami zamieszkującymi nielegalnie na terenach okupowanych.

Porównanie obecnej sytuacji politycznej z propozycją prezydenta Trumpa

Dlaczego świat arabski milczy?

Wiele krajów arabskich potępiło działania Izraela i wezwało do zaprzestania walk. Zwołano nawet nadzwyczajne posiedzenie Ligii Państw Arabskich. W praktyce są to jednak puste deklaracje i nie spodziewałbym się żadnej poważniejszej inicjatywy dyplomatycznej ze strony Arabów. Kraje takie jak KSA czy ZEA nie tylko przyglądają się biernie obecnym starciom, ale prawdopodobnie po cichu kibicują nawet Izraelowi. Dlaczego?

Niedawno Fatah i Hamas osiągnęły porozumienie w sprawie przeprowadzenia na terenie Autonomii Palestyńskiej wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Miały to być pierwsze wybory od 2006 r. Gdy jednak termin wyborów zaczął się zbliżać, a wszystkie sondaże zaczęły pokazywać zdecydowane zwycięstwo, rządzącego Strefą Gazy, Hamasu, prezydent Abbas (Fatah) odwołał wybory.

Fatah, jako ugrupowanie sekularne i umiarkowane, jest mocno popierany przez bogate kraje Zatoki Perskiej. Inaczej wygląda sprawa z Hamasem, który wywodzi się z Bractwa Muzułmańskiego i jest silnie związany z Iranem oraz Katarem. Postawa KSA i ZEA wobec Hamasu jest w ten sposób przedłużeniem rywalizacji KSA i ZEA tak z Iranem, jak i Katarem.

Jeśli teraz Izrael strzela do Stefy Gazy, rządzonej przez Hamas, to kraje takie jak ZEA, czy KSA nie mają z tym większego problemu. Tak, jest to ostrzał terytoriów arabskich, ale jednocześnie jest to ostrzał terytoriów kontrolowanych przez – jak uważa KSA i ZEA – sojuszników Teheranu. Gdyby Izrael rozpoczął operację przeciwko Hamasowi, to Zatoka (poza Katarem) też nie miałaby nic przeciwko.

W interesie KSA i ZEA leży bowiem likwidacja Hamasu i przejęcie całkowitej władzy na terenach palestyńskich przez Fatah, który jest ugrupowaniem dużo bardziej umiarkowanym niż Hamas. Nowe władze Autonomii, sterowane przez Zatokę, mogłyby zostać zmuszone do zawarcia ostatecznego porozumienia pokojowego z Izraelem. W ten sposób problem palestyński zostałby w końcu rozwiązany. To natomiast otworzyłoby drogę Arabii Saudyjskiej i wielu innym krajom arabskim do zawarcia pokoju z Izraelem, czym władze w Rijadzie są bardzo mocno zainteresowane. Wiem, że dla niektórych osób może to brzmieć jak teoria spiskowa, jednak tak wygląda realpolitik Bliskiego Wschodu.

Moment podpisania Porozumień Abrahama

Co na to Hezbollah?

Dużą niewiadomą w obecnym konflikcie jest postawa Hezbollahu. Gdyby ludzie Nasrallaha rozpoczęli teraz zmasowany ostrzał Izraela, Żelazna Kopuła – jako wrażliwa na ataki z wielu stron – mogłaby okazać się bezradna. Póki co Nasrallah nie skomentował palestyńsko-izraelskich starć, pojawiły się jednak nieoficjalne informacje że Hezbollah zaczął mobilizować swoje oddziały rozrzucone po południowym Libanie i Syrii.

Moim zdaniem zaangażowanie się Hezbollahu w obecny kryzys jest jednak mało prawdopodobne. Wynika to z czynników tak zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Przede wszystkim Iran (od którego Hezbollah jest zależny) stara się teraz prowadzić politykę rozprężenia, negocjując w Wiedniu powrót USA do JCPOA (porozumienie nuklearne) oraz negocjując w Bagdadzie wygaszenie konfliktu z KSA. Eskalacja na granicy izraelsko-libańskiej mogłaby znacznie utrudnić działanie irańskim dyplomatom, a tego Teheran nie chce.

Ponadto Hezbollah jest ograniczony także czynnikami wewnętrznymi. Hezbollah posiada duże zapasy broni rakietowej, jednak – jak wynika przynajmniej z informacji izraelskiego wywiadu – organizacji nie udało się stworzyć własnych „zakładów” produkcyjnych. Główny arsenał Hezbollahu stanowią irańskie rakiety, przemycane do Libanu przez Irak i Syrię (gdzie irańskie konwoje często padają ofiarami izraelskiego lotnictwa). Uzupełnienie tych zapasów to nie jest kwestia miesięcy, ale nawet lat. To sprawia, że Hezbollah musi bardzo starannie wybrać moment swojego ataku na Izrael. Hezbollah jest zdolny do prowadzenia masowego ostrzału rakietowego wymierzonego w Izrael, jednak decyzja o takiej operacji musi służyć jakimś wyraźnym celom politycznym tzw. „osi oporu”, czyli sieci pro-irańskich bojówek w regionie. Samo symboliczne wsparcie Palestyńczyków, takim celem politycznym nie jest.

Moim zdaniem, ani Iran, ani Hezbollah nie widzą szansy na ugranie czegokolwiek w tym momencie. Oczywiście Hezbollah może dołączyć do walki po stronie Hamasu, ale oprócz pokazu siły, taki atak nie przyniósłby osi pro-irańskiej żadnych konkretnych zysków. Mało tego, atak na Izrael teraz byłby nawet szkodliwy dla Hezbollahu, bo mógłby ujawnić zdolności operacyjne organizacji. Od dłuższego czasu trwają natomiast dyskusje w jaki sposób wojna w Syrii i powstanie korytarza lądowego Teheran-Bejrut, wpłynęło na siłę Hezbollahu.

Hassan Nasrallah

Komu kibicować? I dlaczego najlepiej nikomu?

Wiem, że polski internet stanął po stronie palestyńskiej w tym konflikcie, ale ja zalecałbym mocną wstrzemięźliwość. Tak, Izrael jest krajem apartheidowym. Tak, Izrael nielegalnie okupuje Zachodni Brzeg. Tak, Międzynarodowy Trybunał Karny zajmuje się sprawami zbrodni wojennych, których mogły dopuścić się izraelskie wojska okupacyjne. Tylko, że Izrael nie wziął się tutaj znikąd.

To np. bogaci Arabowie z Damaszku sprzedawali izraelskim osadnikom ziemię w Palestynie przed IWŚ. To także lokalne palestyńskie elity, w okresie międzywojennym, były bardziej zainteresowane rywalizacją między sobą niż budowaniem wspólnego frontu przeciwko żydowskiemu osadnictwu. To wreszcie koalicja krajów arabskich była tak nieudolna, że w 1948 r. doprowadziła do porażki w wojnie z Izraelem.

Los narodu palestyńskiego, o ile tragiczny i budzący sympatię wielu środowisk na całym świecie, nie jest w stanie uciec realiom polityki, realiom które rządzą się prawem silniejszego.

Oczywiście trzeba popierać inicjatywy, które zmuszą ostatecznie Izrael do wycofania się z Zachodniego Brzegu, Wzgórz Golan, Wschodniej Jerozolimy i powstania pełnej państwowości palestyńskiej. Pytanie jednak czy zasadnym jest jednocześnie popieranie Hamasu, organizacji skrajnie islamistycznej, strzelającej de facto na oślep swoimi rakietami w kierunku Izraela. Z drugiej strony – w sytuacji gdy sprawa palestyńska została zdradzona przez kraje arabskie – jakiekolwiek możliwości działania po stronie palestyńskiej są mocno ograniczone i ciężko się dziwić Palestyńczykom, że wykorzystują tak skrajne metody do zwracania uwagi na swoją tragedię na arenie międzynarodowej.

W konflikcie palestyńsko-izraelskim nie ma bohaterów, po żadnej ze stron.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Doceniasz moją pracę? Możesz postawić mi wirtualną kawę, klikając w przycisk obok.

Zostań patronem Bloga

Możesz zostać także stałym Patronem Bloga. W zamian otrzymasz cotygodniowe przeglądy prasy, wczesny dostęp do moich artykułów i udział w sesjach Q&A. Tutaj znajdziesz szczegóły.

TOMASZ RYDELEK

Autor, założyciel Pulsu Lewantu

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (2019). Założyciel Pulsu Lewantu. Od 2018 r. prowadzi kolumnę poświęconą sprawom Bliskiego Wschodu w miesięczniku Układ Sił. W 2020 r. został członkiem Abhaseed Foundation Fund. Oprócz obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie interesuje się głównie historią brytyjskiego kolonializmu oraz nowożytnego Iraku.

Tomasz Rydelek

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (2019). Założyciel Pulsu Lewantu. Od 2018 r. prowadzi kolumnę poświęconą sprawom Bliskiego Wschodu w miesięczniku Układ Sił. W 2020 r. został członkiem Abhaseed Foundation Fund. Oprócz obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie interesuje się głównie historią brytyjskiego kolonializmu oraz nowożytnego Iraku.

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do newslettera, a już żaden tekst Cię nie ominie.

Zostań stałym Patronem bloga. W zamian otrzymasz cotygodniowe przeglądy prasy, wczesny dostęp do artykułów i udział w sesjach Q&A.