Piątego stycznia w saudyjskim mieście Al Ula odbył się 41. szczyt Rady Współpracy Zatoki Perskiej. Zakończył się on podpisaniem wspólnej deklaracji przez wszystkie kraje członkowskie RWZP oraz Egipt. Deklaracja ta formalnie położyła kres trwającemu od 2017 r. kryzysowi katarskiemu. Jednak problemy, które legły u podstaw tego kryzysu nadal nie zostały rozwiązane i w kolejnych latach prawdopodobnie staną się przyczynami kolejnych napięć między krajami Zatoki.
Pierwsze kroki Trumpa na Bliskim Wschodzie
W maju 2017 r. prezydent Trump odbył swoją pierwszą zagraniczną podróż, podczas której odwiedził Arabię Saudyjską. Jak wynika z późniejszych relacji byłych współpracowników prezydenta, podczas wizyty oficjele z KSA oraz UAE mieli mocno krytykować Katar, próbując przedstawić ten mały kraj jako sympatyka Iranu i jeden z czynników destabilizujących region. Celem prowadzenia takiej narracji było prawdopodobnie zachęcenie Trumpa do poparcia Saudów w ich konflikcie z Katarem, wschodzącą potęgą w Zatoce i na całym Bliskim Wschodzie.
Do początku lat 90. Katar pozostawał małym krajem, politycznie uzależnionym od Arabii Saudyjskiej. Zmieniło się to jednak wraz z dojściem do władzy emira Hamada oraz rozpoczęciem na masową skalę wydobycia gazu ziemnego. Korzystając z nowego źródła dochodu, Katar zaczął szybko wzmacniać swoją soft power i prowadzić coraz bardziej niezależną politykę zagraniczną.
W 1996 Katarczycy założyli Al Jazeerę, która wkrótce została jedną z najchętniej oglądanych telewizji w świecie arabskim. W 2003 r. duża część amerykańskiego lotnictwa została przesunięta z KSA do katarskiej bazy lotniczej w Al Udejdzie, która szybko stała się największa amerykańską bazą wojskową na Bliskim Wschodzie oraz polową kwaterą CENTCOM-u. Soft power i amerykański parasol ochronny zostały uzupełnione także serią reform wewnętrznych, które mimo że nie zdemokratyzowały kraju, to jednak miały tworzyć wrażenie politycznej liberalizacji.
Punktem kulminacyjnym rosnącej rywalizacji między Katarem a Arabią Saudyjską stały się wydarzenia arabskiej wiosny. Katar zdecydowanie poparł ówczesne ruchy rewolucyjne, często związane z Bractwem Muzułmańskim. Tymczasem Arabia Saudyjska i pozostałe monarchie Zatoki stanęły po drugiej stronie barykady, wspierając ruchy kontrrewolucyjne, takie jak np. egipski pucz z 2013 r. Konsekwencje tej bezpośredniej konformacji między Katarem a konserwatywnym obozem kierowanym przez Arabię Saudyjską były ogromne. Rijad był przeświadczony, że Katar ściśle współpracuje z Bractwem Muzułmańskim i pracuje nad obaleniem saudyjskiej monarchii.
Oba kraje znalazły się teraz na kursie kolizyjnym i konfrontacja między nimi była tylko kwestią czasu. Przez wiele lat Rijadowi brakowało odpowiednich środków nacisku na Katar, znajdujący się pod amerykańskim parasolem bezpieczeństwa. Sytuacja ta zmieniła się jednak gdy gospodarzem Białego Domu został Donald Trump.

Blokada
Podczas szczytu w Rijadzie w maju 2017 r. Saudom szybko udało się przekonać Trumpa do poparcia KSA w konflikcie z Katarem. To właśnie prawdopodobnie postawa Trumpa stała się katalizatorem do blokady Kataru. Kilka tygodni po szczycie rijadzkim, w nocy z 5 na 6 czerwca 2017 r. tzw. Kwartet Arabski, w skład, którego weszły Arabia Saudyjska, ZEA, Bahrajn oraz Egipt, zerwał stosunki dyplomatyczne z Katarem. Podobną decyzję podjęły także pomniejsze kraje muzułmańskie.
Wkrótce Arabski Kwartet przedstawił swoje żądania. Wśród nich było m.in. zamknięcie Al Jazeery, ograniczenie kontaktów z Iranem czy zamknięcie tureckiej bazy wojskowej działającej na terenie Kataru. Mimo, że początkowo Trump poparł publicznie Saudów, to wkrótce, prawdopodobnie za namową swoich doradców, cofnął swoje wsparcie dla Rijadu i wezwał obie strony do pokojowego rozwiązania sporu. Pojawienie się tureckich wojsk w Katarze, dodatkowo jeszcze ograniczyło saudyjskie możliwości działania. Już po kilku tygodniach od rozpoczęcia kryzysu, było jasne, że Arabki Kwartet został pokonany, a blokada Kataru okazała się nieskuteczna.

Wyborcza karuzela
Katalizatorem kryzysu była zmiana gospodarza w Białym Domu. Saudowie, przeświadczeni o poparciu prezydenta Trumpa, zdecydowali się na blokadę Kataru. Tak samo teraz, świadomi że Biden nie poprze ich w sporze z Katarem, zdecydowali się na wygaszenie konfliktu. Znamienne jest to, że wiele amerykańskich prób mediacji podejmowanych w ostatnich latach między Katarem a KSA (ostatnie latem 2020 r.) kończyło się totalnymi porażkami, strony konfliktu często odmawiały w ogóle jakichkolwiek rozmów. Tymczasem w zaledwie kilka tygodni po wygranej Joe Bidena w listopadzie 2020 r., Saudowie, korzystając z mediacji Kuwejtu, rozpoczęli intensywne rozmowy z Katarem. Można więc zatem powiedzieć, że tak jak gospodarz Białego Domu był jednym z głównych katalizatorów wybuchu kryzysu, tak i stał się jednym z głównych katalizatorów wygaszenia konfliktu.
Zakończenie sporu z Katarem można postrzegać także jako prezent od Saudów dla administracji Joe Bidena. Saudowie co prawda znajdują się w ostatnich latach w stałym ogniu krytyki ze strony Demokratów, wierzą jednak że relacje KSA z Ameryką, rządzoną przez Bidena, nie zmienią się diametralnie. Saudowie próbują pokazać administracji Bidena, że są gotowi na zmiany i cofnięcie pewnych decyzji, które wcześniej podjęli w koordynacji z poprzednią administracją. Szczególnie ważne jest, aby amerykańska administracja łaskawszym okiem spojrzała na Mohammeda bin Salmana, wyznaczonego na następcę 85-letniego króla Salmana.

Trwały pokój czy tylko zawieszenie broni?
Układ jaki zawarto z Katarem zdaje się być wyłączenie tymczasowym porozumieniem. W żaden sposób nie odnosi się on do przyczyn, które legły u podstaw kryzysu z 2017 r. Znamienne jest to, że w deklaracji z Al Ula nie pada nawet odniesienie do żądań, jakie Arabski Kwartet postawił Katarowi na początku kryzysu.
Katar i KSA nadal prowadzą skrajnie odmienną politykę zagraniczną, podobnie jak w czasie Arabskiej Wiosny. Oba kraje pozostają nawet zaangażowane w wojnę proxy w Libii, gdzie Katar wspiera rząd w Trypolisie, a KSA drugą stronę konfliktu, tj. wojska marszałka Haftara.
Bez ustanowienia mechanizmu, pozwalającego na rozwiązywanie sporów, kolejny konflikt w Zatoce jest tylko kwestią czasu. Dodatkowo należy pamiętać, że w ostatnich trzech latach Zatoka przeszła ogromne zmiany. Nastąpiły wyraźne roszady w jej wewnętrznym układzie sił. Na coraz większą niezależność od Saudów wybijają się także Emiraty, które także prowadzą bardzo samodzielną politykę zagraniczną np. normalizując relacje z Izraelem, czy wspierając w Jemenie separatystów z STC walczących z saudyjską koalicją. Kolejny kryzys w Zatoce nie musi być wcale skutkiem napięć między Katarem a KSA, teraz może być on także efektem rywalizacji między KSA a ZEA.

Kto wygrał?
Zdecydowanym wygranym kryzysu jest Katar. Już przed 2017 r. katarska dyplomacja była mocno wielowektorowa. Katar nie zadowalał się wyłącznie amerykańskim parasolem bezpieczeństwa w postaci bazy lotniczej w Al Udejdzie, ale starał się także utrzymywać przyjacielskie relacje z Iranem i rozbudowywać stosunki z Turcją, która wraz dojściem do władzy AKP, ponownie otworzyła się na Bliski Wschód.
Można powiedzieć, że w 2017 r. Katar zebrał po prostu owoce wieloletniej pracy swoich dyplomatów. Bliskie relacje z Iranem pozwoliły Katarowi korzystać z irańskich portów i irańskiej przestrzeni powietrznej, gdy Kwartet Arabski zamknął swoje terytorium dla katarskich statków morskich i powietrznych.
Nastąpiła także momentalna intensyfikacja kontaktów z Turcją. Gdy kryzys katarski się rozpoczynał w Katarze znajdowało się mniej niż 100 tureckich żołnierzy, którzy pełnili głównie funkcje instruktorów. W rok później było to już ok. 3.000 żołnierzy, zdolnych do samodzielnych operacji. Oba kraje szybko zwiększyły także wymianę handlową oraz nawiązały bliskie relacje w strategicznych sektorach dostawy gazu czy zbrojeniówce. W ostatnim czasie widać natomiast ścisłą koordynację działań między Katarem a Turcją w konflikcie libijskim.
Konflikt z Arabskim Kwartetem stał się także powodem rozbudowy każdej z gałęzi katarskich sił zbrojnych. Siły powietrzne, które przed kryzysem liczyły zaledwie 12 myśliwców, obecnie posiadają ich już 96, dodatkowo wspartych tureckimi dronami Bayraktar TB2. Dla sił lądowych zamówiono 62 Leopardy 2A7 oraz 100 tureckich czołgów Altay. Dużo uwagi poświęcono także rozbudowie marynarki. Katar podpisał umowę z włoską stocznią Fincantieri na dostawę czterech korwet, dwóch łodzi patrolowych, budowę nowej bazy morskiej dla katarskiej marynarki, a ostatnio także memorandum w sprawie zakupu łodzi podwodnych. Siły zbrojne Kataru nadal wyglądają blado w porównaniu z KSA czy ZEA, ale zdają się być wystarczającą siłą do obrony niewielkiego półwyspu.
Zwycięstwo Kataru miało jednak swoją cenę. Pomoc otrzymana od Irańczyków nie była darmowa np. za samo używanie irańskiej przestrzeni powietrznej Katar musiał rocznie płacić Teheranowi ok. 100 mln dolarów. Jeszcze większe koszty finansowe pociągnął za sobą sojusz z Turcją. Wkrótce po rozpoczęciu kryzysu katarskiego, Turcja wpadła w problemy finansowe. Z pomocą Turkom przyszedł właśnie Katar, dokonując swapu walutowego z tureckim bankiem centralnym na 3 mld dolarów oraz obiecując zainwestować w Turcji 15 mld dolarów.

Sztorm w Zatoce
Arabia Saudyjska, wywołując konflikt z Katarem, chciała całkowicie podporządkować sobie swojego północnego sąsiada. Plan ten nie tylko zawiódł, ale jeszcze przyspieszył proces uniezależniania się Kataru od pozostałych państw Zatoki. Wywołując konflikt z Katarem, Saudowie de facto pchnęli Katarczyków w ramiona Irańczyków i Turków. Wątpliwe, aby deklaracja z Al Ula odwróciła ten trend. Już teraz katarski MSZ zapowiada, że porozumienie z Saudami w żaden sposób nie wpłynie na relacje Kataru z Iranem i Turcją. To natomiast nie są dobre wieści dla Amerykanów, którzy liczyli na powstanie w Zatoce monolitycznego bloku państw, który zająłby zdecydowane stanowisko wobec Iranu.
Co gorsza, skupiając się w ostatnich latach głównie na Katarze, Saudowie mniej uwagi poświęcali rosnącym w siłę Emiratom, które wkrótce także mogą rzucić wyzwanie saudyjskiej dominacji w Zatoce.
Układ zawarty w saudyjskim Al Ula należy zatem postrzegać jako tymczasowe rozwiązanie, które w żaden sposób nie kończy rywalizacji między Katarem a KSA i ZEA. Układ ten jest tym bardziej prowizoryczny, że ze strony Arabskiego Kwartetu negocjowany był on tylko przez Saudów. Bahrajn oraz Egipt nie będą raczej zainteresowane ponownym konfliktem z Katarem. Tego samego nie można jednak powiedzieć o Emiratach, dla których konflikt z Katarem miał dużo bardziej ideologiczny wymiar niż dla samych Saudów. W efekcie jeśli Saudowie zaczną faktycznie dążyć do zawarcia trwalszych umów z Katarem, będą musieli zmierzyć się nie tylko z nieufnością Kataru, ale prawdopodobnie także z obiekcjami ZEA.