W poniedziałek, 17 stycznia, Houthi zaatakowali stolicę Emiratów, Abu Zabi. Do ataku wykorzystano drony oraz rakiety balistyczne. Pociski spadły na dzielnicę przemysłową Musaffah, wywołując tam wybuch trzech cystern, a także na lotnisko, położone w centrum miasta.
W kolejnych dniach, Houthi kontynuowali swoje ataki, próbując ostrzelać Abu Zabi nawet gdy w mieście przebywał z wizytą prezydent Izraela, Isaac Herzog.
W poprzednich latach, ataki Houthich na Zjednoczone Emiraty Arabskie należały do rzadkości. Większość wystrzeliwanych przez nich rakiet balistycznych skierowanych była przeciwko Arabii Saudyjskiej – zwłaszcza, że w 2019 r. Emiraty oficjalnie wycofały się z pro-saudyjskiej koalicji walczącej w Jemenie. Jednak nieoficjalnie ZEA nadal wysyłają swoje wojska do Jemenu i wspierają część milicji z południa kraju.
Skąd zatem atak Houthich na Abu Zabi? Wydaje się, że była to demonstracja siły mająca zmusić Emiraty do rewizji swojej polityki wobec Jemenu. W ostatnich miesiącach widzieliśmy bowiem bardzo odważne kroki ze strony ZEA. Wspierane przez Emiraty, tzw. Brygady Gigantów (jedna z milicji z południa) przejęła kontrolę nad prowincją Shabwa i wyszły na skrzydło sił Houthich pod Marib – czyli pod miastem, gdzie od ponad roku trwają zażarte walki między siłami Houthi a Saudyjczykami. Gdyby w tym momencie Brygady Gigantów zaatakowały pozycje Houthich pod Marib prawdopodobnie by się załamały. Houthi postanowili działać nieszablonowo i rozpoczęli „rakietową kampanię” wymierzoną w samo serce Emiratów.
Ryzykowny plan Houthich zakończył się sukcesem. Po ataku na Abu Zabi, z Emiratów przyszedł rozkaz natychmiastowego zatrzymania dalszej ofensywy Brygad Gigantów.
Jednocześnie jednak atak na Abu Zabi doprowadził także do innych zmian, które mogą mieć bardzo negatywne konsekwencje nie tylko dla Houthich, ale także szerzej, dla całego sojuszu pro-irańskiego w regionie Bliskiego Wschodu.
Otóż, niemal momentalnie po ataku na Abu Zabi, pomoc Emiratom zaoferował Izrael. Izraelczycy co prawda nie sprecyzowali jakiego rodzaju będzie to dokładnie pomoc, jednak nieoficjalne informacje, które pojawiają się w izraelskiej prasie, sugerują że może chodzić nawet o sprzedaż Żelaznej Kopuły, czyli izraelskiego systemu obrony przeciwlotniczej.
Według izraelskich dziennikarzy, zajmujących się krajową zbrojeniówką, Żelazną Kopułą zainteresowane są nie tylko Emiraty, ale także Arabia Saudyjska, która – jak ostatnio pisałem – ma ogromny problem z importem amunicji do amerykańskich systemów Patriot. Cześć polityków z rządu premiera Naftaliego Bennetta zapatruje się bardzo pozytywnie na taką sprzedaż, widząc w tym nie tylko miliardowe zyski dla izraelskiej zbrojeniówki, ale także możliwość bliższej współpracy wojskowej z ZEA – co, biorąc pod uwagę sąsiedztwo ZEA z Iranem, jest bardzo ważne dla izraelskich strategów wojskowych.
Warto podkreślić, że sprzedaż sprzętu wojskowego czy współpraca wojskowa Izraela z monarchiami Zatoki Perskiej to nie są mrzonki i przyszłość, lecz coś co już powoli następuje, tu i teraz. 31 stycznia, na wodach Zatoki Perskiej rozpoczęły się międzynarodowe ćwiczenia wojskowe „International Maritime Exercise 2022”. Zorganizowane przez USA ćwiczenia są pierwszym przypadkiem w historii, gdy w ramię w ramię współpracują załogi izraelskich, saudyjskich i omańskich okrętów wojennych – i to mimo że żaden z tych arabskich krajów oficjalnie nie nawiązał stosunków dyplomatycznych z Izraelem.
Wszystko to stawia w bardzo niekorzystnej pozycji Iran, który nie tylko przemyca rakiety balistyczne do Jemenu, ale także pomógł Houthim w rozpoczęciu chałupniczej produkcji takich rakiet. Stratedzy w Teheranie zdali się być przekonani, że ekspansywna polityka Iranu w regionie, połączona ze stopniowym wycofywaniem się USA z Bliskiego Wschodu, doprowadzi arabskie monarchie Zatoki Perskiej do poszukiwania porozumienia politycznego z Iranem i dużych ustępstw ze strony KSA i ZEA wobec Iranu.
Tymczasem zarówno Arabia Saudyjska, jak i ZEA, wykazują dużo większą nieustępliwość. Co prawda oba te kraje podjęły próby wypracowania kompromisu z Iranem (vide np. rozmowy KSA z Iranem w Bagdadzie), jednak nie szukają porozumienia z Iranem za wszelką cenę.
Zgodnie z łacińską paremią „chcesz pokoju, przygotuj się do wojny”, KSA i ZEA przystąpiły do intensywnych zbrojeń. Saudyjczycy we współpracy z Chińczykami, rozpoczęli prace nad własnym projektem rakiet balistycznych. Natomiast Zjednoczone Emiraty Arabskie, które gen. James Mattis nazwał kiedyś „Małą Spartą”, tylko w zeszłym roku podpisała z Francją umowę na dostawę 80 myśliwców Dassault Rafale.
Jednocześnie ekspansywna polityka Iranu doprowadziła Arabów do otworzenia bram Zatoki Perskiej dla dotychczas niepożądanego gościa, a jednocześnie arcywroga Iranu – Izraela.
Wszystko to sprawia, że Bliski Wschód staje się znowu bardzo niebezpiecznym regionem świata. Wraz z wycofywaniem się USA z regionu, Bliski Wschód przygotowuje się do nowego wielkiego rozdania. Nie można wykluczyć, że nowy post-amerykański układ sił w regionie wykształci się nie w drodze rozmów przy „okrągłym stole”, lecz na polach bitew, na bezdrożach pustyń i skąpanych w słońcu wodach Zatoki Perskiej.