Gniew Izraela. Szef Hamasu zabity w Teheranie.

utworzone przez | sie 3, 2024 | Bliski Wschód, Patronite, Q | 0 komentarzy

W nocy z 30 na 31 lipca, izraelska armia przeprowadziła jedną z najambitniejszych i najbardziej skomplikowanych operacji w swojej historii. Jednej nocy Izraelczycy zaatakowali cele w dwóch bliskowschodnich stolicach: Bejrucie oraz Teheranie, eliminując kluczowych dowódców formacji wchodzących w skład proirańskiej Osi Oporu. W Bejrucie zginął Fuad Szukr, numer 3. Hezbollahu. W Teheranie został natomiast zabity szef Hamasu, Isma’il Hanijja, który od lat znajdował się na celowniku izraelskich służb.

Okoliczności zabójstwa Hanijji zszokowały bliskowschodnich graczy. Szef Hamasu został bowiem wyeliminowany w Teheranie, w samym sercu Islamskiej Republiki Iranu, zaledwie kilka godzin po tym jak spotkał się z prezydentem Iranu oraz najwyższym przywódcą. Za ochronę Hanijii na terenie Iranu odpowiadał elitarny Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, jednak nawet on nie był w stanie uchronić szefa Hamasu przed długim ramieniem Izraela.

Zabójstwo Ismaila Hanijji i Fuada Szukra następuje w newralgicznym momencie w historii Bliskiego Wschodu. Wojna Izraela z Hamasem o Strefę Gazy już kilka miesięcy temu przekształciła się w wielkie regionalne zmagania między Izraelem a Iranem, które rozlały się na Liban, Syrię, Irak i Jemen. Bliski Wschód przypomina jedną wielką beczkę prochu, której do wybuchu potrzebna jest zaledwie mała iskra.

Czy zabójstwo szefa Hamasu będzie właśnie tą iskrą, po której Izrael i Iran stracą jakiekolwiek hamulce a Bliski Wschód stanie w płomieniach? Przyjrzyjmy się bliżej wydarzeniom ostatnich dni i zastanówmy się co przed nami.

Zapraszam na odcinek specjalny. 

Noc zabójców

To miała być tylko zwykła kurtuazyjna wizyta. Ismail Hanijja udał się do irańskiej stolicy, aby wziąć udział w uroczystym zaprzysiężeniu nowego prezydenta Islamskiej Republiki Iranu, Mahmuda Pezeszkiana. Obecność Hanijji, który od 2017 r. stoi na czele palestyńskiego Hamasu, była tego dnia bardzo pożądana w Teheranie. Irańczycy chcieli bowiem zademonstrować, że objęcie stanowiska prezydenta przez umiarkowanego Pezeszkiana nie będzie oznaczać osłabienia irańskiego wsparcia dla Hamasu, który od października toczy z izraelską armią zażarte walki o Strefę Gazy. Aby demonstracja poparcia dla Hamasu była jeszcze bardziej oczywista, Hanijii umożliwiono indywidualne spotkanie: najpierw z najwyższym przywódcą, ajatollahem Alim Chameneim, a następnie z nowym prezydentem, Mahmudem Pezeszkianem.

Finał wizyty szefa Hamasu nie należał jednak do najszczęśliwszych – delikatnie mówiąc. W nocy z 30 na 31 lipca, w kilka godzin po zaprzysiężeniu prezydenta Pezeszkiana, rezydencja w której nocował Ismail Hanijja została zaatakowana, a sam Hanijja zabity. Szczegóły na temat zabójstwa Hanijji są bardzo skąpe, jednak irańskie media utrzymują że w momencie ataku przebywał on w rezydencji chronionej przez elitarny Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, a sam atak na kompleks nastąpił z powietrza. Nie wiadomo jednak czy był to regularny nalot czy może do ataku wykorzystano quadrocopter z małym ładunkiem wybuchowym. Pojawiła się też teoria, że do rezydencji, w której przebywał szef Hamasu izraelscy agenci przemycili małą bombę i to w dodatku na 2 miesiące przed zamachem.

Spotkanie Hanijji z Chameneim na kilka godzin przed zabójstwem szefa Hamasu

Zabójstwo Hanijji nie było jedyną operacją, jaką izraelskie służby przeprowadziły w nocy z 30 na 31 lipca. Kilka godzin przed atakiem w Teheranie, uderzono również w stolicy Libanu, Bejrucie.

W izraelskim nalocie na Bejrut zginął Fuad Szukr – postać mniej znana, jednak równie ważna dla proirańskiej Osi Oporu. Fuad Szukr był członkiem starej gwardii Hezbollahu, który odegrał jedną z głównych ról w zamachu bombowym na siły pokojowe w Bejrucie w 1983 r., w którym zginęło blisko 300 amerykańskich i francuskich żołnierzy. Szukr był jednym z głównych doradców sekretarza generalnego Hassana Nasrallaha oraz jego prawą ręką w sprawach wojskowych. Szukr był często określany mianem człowieka numer 3. w hierarchii Hezbollahu.

W kilkanaście godzin później, przed telewizyjnymi kamerami stanął premier Binjamin Netanjahu, dumnie podsumowując wydarzenia ostatniej nocy.

Ktokolwiek podniesie rękę na Izrael, może być pewien że czeka go śmierć – grzmiał premier Netanjahu. Potwierdził jednocześnie, że to Izrael stoi za zabójstwem Fuada Szukra, którego oskarżył o wydanie rozkazu do ostrzału miasteczka Madżdal Szams na okupowanych Wzgórzach Golan, w którym kilka dni wcześniej zginęła 12 druzyjskich dzieci. Netanjahu nie przyznał się do co prawda do zabójstwa Ismaila Hanijji w Teheranie, jednak nie ulega wątpliwości, że tylko Izrael dysponował motywem i odpowiednim potencjałem zbrojnym do przeprowadzenia takiej operacji.

Izraelsko-irański pojedynek

Zabójstwo szefa Hamasu jest oczywiście konsekwencją walk jakie toczą się od października zeszłego roku, między Izraelem a Hamasem o Strefę Gazy. Mimo miesięcy walk i dużej liczby ofiar cywilnych, Izrael nie był w stanie podporządkować sobie całej palestyńskiej enklawy, ani zadać decydującego ciosu Hamasowi. Pat w Strefie Gazy, wymusił na Izraelu zmianę strategii i przejście do bardziej radykalnych działań, a mianowicie do polowania na najważniejszych członków Hamasu. Zdaniem izraelskich strategów ma to doprowadzić do wewnętrznego rozkładu Hamasu i rozbicia tej organizacji jako jednolitej siły militarnej.

Zabójstwo Ismaila Hanijji idealnie wpisuje się w inne zamachy na przywódców Hamasu, które Izrael podjął w ostatnich miesiącach. W styczniu w Bejrucie zamordowano Saleha Arouriego, wiceszefa skrzydła politycznego Hamasu. Na początku lipca w Strefie Gazy zabito natomiast Mohammeda Deifa, stojącego na czele ramienia zbrojnego Hamasu.

Analizowanie zabójstwa Ismaila Hanijji i Fuada Szukra wyłącznie z perspektywy walk Izraela z Hamasem o Strefę Gazy byłoby jednak dużym błędem. Należy bowiem pamiętać, że wojna o Strefę Gazy już kilka miesięcy temu przekształciły się w szerszy regionalny konflikt, w którym po jednej stronie barykady mamy Izrael, a po drugiej Iran i wspieraną przez niego Oś Oporu, czyli sieć proirańskich bojówek w regionie.

Walki z Hamasem w Strefie Gazy, ostrzał północnego Izraela przez libański Hezbollah, ataki jemeńskich Huti na statki handlowe w cieśninie Bab al Mandab, jak i ataki szyickich milicji na amerykańskie bazy wojskowe w Iraku – wszystko to są elementy trwającej właśnie wielkiej próby sił między Izraelem a Iranem.

Dopiero patrząc na wydarzenia ostatnich dni przez pryzmat tej izraelsko-irańskiej konfrontacji, jesteśmy w stanie zrozumieć doniosłość zabójstwa Fuada Szukra w Bejrucie i Ismaila Hanijji w Teheranie. Izrael zadał cios nie tyle Hamasowi, czy Hezbollahowi, co całej Osi Oporu, na czele z Islamską Republikę Iranu. Widać to zwłaszcza w przypadku zabójstwa Haniji. Z jednej strony Izrael wyeliminował szefa Hamasu, a jednocześnie – przeprowadzając zabójstwo w irańskiej stolicy i w kilka godzin po zaprzysiężeniu nowego prezydenta kraju – całkowicie ośmieszył Islamską Republikę.

Fuad Szukr (po prawej) z gen. Soleimanim. Soleimani zginął w amerykańskim nalocie na Bagdad w 2019 r.

Konsekwencje

Mimo, że wydanie zgody przez premiera Netanjahu na zabójstwo Szukra i Hanijji, może wydawać się lekkomyślną decyzją, która pcha region ku wojnie, to paradoksalnie widać w tych zabójstwach pewną logikę i głębszą myśl premiera Netanjahu.

Zabijając Hanijję, Netanjahu na wiele miesięcy zablokował możliwość osiągnięcia porozumienia pokojowego z Hamasem i zakończenia walk o Strefę Gazy. To bardzo korzystna wiadomość dla Netanjahu, który jest przeciwny rozmowom z Hamasem i jest gotów prowadzić walki o Strefę Gazy tak długo jak będzie to konieczne do likwidacji Hamasu. Jest w tym pewna pokrętna logika. Atak Hamasu z 7 października był ogromnym ciosem politycznym dla Netanjahu i spowodował masowy spadek poparcia dla Netanjahu wśród wyborców. Całkowita destrukcja Strefy Gazy, grożenie inwazją na południowy Liban i eliminacja kluczowych dowódców Osi Oporu, pozwoliły Netanjahu odzyskać część politycznej estymy, którą cieszył się wcześniej, a jego partia znowu została liderem wyborczych sondaży. Z perspektywy dalszej kariery politycznej Netanjahu, wojna musi zatem trwać, a on sam musi być bezwzględny wobec wrogów Izraela. 

Izraelskie sondaże wyborcze, widać wyraźny spadek poparcia dla Likudu po ataku Hamasu z 7 października i „odbicie” się partii Netanjahu na przełomie kwietnia i maja 2024 r. Opracowanie własne

Eliminując szefa Hamasu, Netanjahu nie tylko sabotuje rozmowy pokojowe z Hamasem, ale także sabotuje szersze amerykańskie starania o deeskalację na Bliskim Wschodzie. Zabójstwo Hanijji w Teheranie niechybnie doprowadzi do irańskiego ataku odwetowego na Izrael – tak jak w kwietniu gdy Izrael zbombardował irański konsulat w Syrii. W tej sytuacji – podobnie jak w kwietniu – Amerykanie nie będą mieli wyjścia i znowu będą musieli wziąć udział w obronie Izraela przed irańskim atakiem. Netanjahu zatem odniesie kolejny polityczny sukces – wojna będzie trwała kolejne miesiące, a amerykańskie naciski na Izrael w sprawie deeskalacji zmniejszą się.

Niektórzy komentatorzy idą nawet dalej i twierdzą, że za sabotowaniem amerykańskich starań o deeskalację kryją się iście makiawelistyczne pomysły premiera Netanjahu, który ma próbować wciągnąć Amerykę do wojny z Irańczykami i Osią Oporu. Takie komentarze – mimo że kontrowersyjne – mogą zdradzać prawdziwe intencje Netanjahu. Widać to zwłaszcza w przypadku południowego Libanu, wobec którego izraelska armia zatwierdziła już plany potencjalnej inwazji. Jednak Izraelczycy zdają sobie sprawę z tego, że ich armia może nie być w stanie samodzielnie wygrać wojny z Hezbollahem. W efekcie izraelskie czynniki polityczne nadal szukają sposobu na porozumienie się z Waszyngtonem i uzyskanie amerykańskiego wsparcia powietrznego dla izraelskiej operacji w Libanie.

Zabójstwo Hanijji będzie miało również poważne konsekwencje dla Teheranu. Islamska Republika Iranu została poważnie upokorzona. Do zabójstwa doszło przecież w irańskiej stolicy i to w kilka godzin po tym jak Hanijja spotkał się z nowym prezydentem Iranu i najwyższym przywódcą. W oczywisty sposób zabójstwo Hanijji wymaga odwetu i to odwetu zbrojnego. W tym zakresie najwyższy przywódca, ajatollah Ali Chamenei nie pozostawił już zresztą wątpliwości i zapowiedział, że Izrael może spodziewać się irańskiego rewanżu.

Co gorsza, zabójstwo szefa Hamasu w Teheranie będzie miało również długoterminowe skutki dla irańskiej polityki zagranicznej. Izraelski atak na irańską stolicę nastąpił tego samego dnia, w którym zaprzysiężony został nowy prezydent Iranu, Mahmud Pezeszkian. Irańskie czynniki polityczne próbują kreować Pezeszkiana na umarkowanego polityka, który może przynieść realną zmianę w polityce zagranicznej Islamskiej Republiki i stosunkach z Zachodem. Oczywiście irańska propaganda celowo przekoloryzowywała postać Pezeszkiana, ale dla wszystkich obserwatorów Bliskiego Wschodu było dość jasne, że irański “deep state” na czele z ajatollahem Chameneim będzie chciał wykorzystać nowego prezydenta do sondowania różnych opcji w polityce zagranicznej.

Szczególnie optymistycznie patrzono na możliwość wznowienia rozmów z Ameryką w zakresie powrotu do JCPOA, czyli porozumienia nuklearnego z 2015 r., które wypowiedział prezydent Donald Trump.

Zabójstwo szefa Hamasu utrudnia Irańczykom wprowadzenie zmian w ich polityce zagranicznej. Natomiast irański odwet na Izraelu, który niechybnie nastąpi, uderzy w wizerunek Pezeszkiana jako umiarkowanego polityka i utrudni mu ewentualne rozmowy z Zachodem. Co gorsza, zabójstwo szefa Hamasu utwierdzi w poglądach tych irańskich twardogłowych polityków, którzy uważają że posiadanie broni nuklearnej jest gwarantem bezpieczeństwa kraju. W efekcie ostatni izraelski atak może nie tylko zablokować nowe otwarcie w polityce zagranicznej Teheranu, ale także przechylić szalę na rzecz zwolenników konstrukcji irańskiej broni jądrowej.

Jak może odpowiedzieć Iran?

To, że Iran odpowie na zabójstwo szefa Hamasu, jest już w zasadzie przesądzone. Zapowiedział to sam najwyższy przywódca, ajatollah Ali Chamenei, oświadczając że zemsta jest obowiązkiem Islamskiej Republiki.

Irańska odpowiedź prawdopodobnie będzie polegała na zmasowanym uderzeniu przy pomocy pocisków balistycznych w cele wojskowe na terenie Izraela. Dojdzie zatem do powtórzenia scenariusza z kwietnia, gdy Iran zaatakował Izrael w odwecie za zbombardowanie irańskiego konsulatu w Damaszku.

Różnica między kwietniowym atakiem a tym, który nadejdzie może być przede wszystkim w skali uderzenia. Należy spodziewać się, że nadchodzący atak będzie o wiele silniejszy i uzyska znaczące wsparcie od libańskiego Hezbollahu, który będzie chciał pomścić Fuada Szukra. Zaangażowanie Hezbollahu może okazać się kluczowe w powodzeniu tej operacji. Bliskość Libanu oraz pokaźny arsenał rakietowy jakim dysponuje Hezbollah – przy odpowiedniej koordynacji działań z Irańczykami – może doprowadzić bowiem do lokalnych przełamań izraelskiej obrony przeciwlotniczej. 

O ile irański rewanż jest niemal pewny, to wątpliwe aby doprowadził on do większej regionalnej eskalacji niż ta, którą widzimy obecnie. Wyjątkiem może być sytuacja na granicy izraelsko-libańskiej. Premier Netanjahu może wykorzystać bowiem irański odwet jako pretekst do inwazji na południowy Liban, do której to inwazji izraelska armia intensywnie przygotowuje się od kilkunastu tygodni. Więcej na ten temat mówiliśmy w ostatnim odcinku na naszym kanale.

Najbliższe miesiące na Bliskim Wschodzie przyniosą nam najpewniej jeszcze więcej walk i ofiar. Chwilowe eskalacje, takie jak zabójstwa kluczowych przywódców Osi Oporu, najpewniej będą się powtarzać. Brak będzie jednak definitywnych rozstrzygnięć. Siły zbrojne Izraela są zbyt rozciągnięte, aby być w stanie jednocześnie zniszczyć Hamas w Strefie Gazy, spacyfikować Hezbollah na północnej granicy kraju, a jednocześnie odpierać irańskie zagrożenie na innych kierunkach. Premier Netanjahu najpewniej będzie celowo przedłużał walkę z Osią Oporu, licząc że w przyszłości będzie w stanie osiągnąć lepsze warunki negocjacyjne lub nawet siłowo narzucić Irańczykom siłą, własną wizję, nowego Bliskiego Wschodu.

Czasem rozstrzygnięć mogą okazać się amerykańskie wybory prezydenckie. Joe Biden zapewnił co prawda Izraelowi swoisty parasol bezpieczeństwa, rozkazując amerykańskiej armii wzięcie udziału w strącaniu irańskich rakiet i dronów zmierzających w kwietniu w kierunku Izraela. Jednak ogólnie rzecz biorąc Biden dystansował się od izraelskich operacji w Strefie Gazy, blokował izraelskie plany inwazji na Liban i próbował deeskalować napięcia między Iranem a Izraelem. Z punktu widzenia planów Netanjahu, ekipa Bidena była w dużej mierze bezużyteczna. Netanjahu ma zatem nadzieję, że listopadowe wybory w USA wygra Donald Trump, który podczas pierwszej kadencji prowadził nie tylko politykę bezkrytycznego wsparcia dla Izraela, ale jednocześnie politykę skrajnie anty-irańską. 

Netanjahu może myśleć, że powrót do władzy Donalda Trumpa rozwiąże wszystkie problemy Izraela. Jest to oczywiście możliwe, lecz bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym nawet połączone siły amerykańsko-izraelskie nie będą w stanie odnieść zdecydowanego zwycięstwa nad proirańską Osią Oporu. Sieć irańskich wpływów, która oplata Bliski Wschód, działa bowiem jak hydra, której na miejsce odciętej głowy odrastają 2 kolejne.

Zostań Patronem Pulsu Lewantu

Doceniasz moją pracę? Zostań stałym Patronem bloga. W zamian będziesz otrzymywać przeglądy prasy, i weźmiesz udział w wyborze tematów do nowych odcinków. Tutaj znajdziesz szczegóły.

Jednorazowe wsparcie

Doceniasz moją pracę? Możesz postawić mi wirtualną kawę, klikając w przycisk wyżej. Jest to opcja jednorazowego wsparcia, a wpłaty są obsługiwane przez portal Suppi.