Wraz z początkiem czerwca, Ukraińcy zaczęli atakować rosyjskie pozycje na Zaporożu, a prezydent Zełenski ogłosił, że oczekiwana ukraińska ofensywa właśnie się rozpoczęła. Wiele osób oczekuje, że ta ofensywa obróci w pył rosyjskie ugrupowanie na Zaporożu i tym samym zadecyduje o losach wojny. Sytuacja jest jednak bardziej skomplikowana. Ukraińcy mają przed sobą skomplikowany system rosyjskich fortyfikacji, które Rosjanie budowali przez ostatnie pół roku. Co prawda logistyka jest piętą achillesową rosyjskiej obrony na Zaporożu, jednak jej sparaliżowanie też nie będzie łatwe. Zapraszam na raport z Ukrainy.
CZ. I ZIMA 2022/23
GRA NA WYNISZCZENIE
Ostatni swój dłuższy tekst o Ukrainie opublikowałem w lutym. Dlatego postanowiłem napisać kilka słów o od siebie o wydarzeniach zimy 2022/2023.
Zimowy pat a bitwa o Bachmut
Zima upłynęła pod znakiem krwawych walk o Bachmut. Mimo małego znaczenia strategicznego miasta, obie strony przeznaczyły do walki o Bachmut istotne siły, licząc na wykrwawienie przeciwnika przed wiosenno-letnim okresem nowych kampanii.
„Gra na wyniszczenie przeciwnika” doprowadziła do znacznego przedłużenia walk o Bachmut. Rosjanie poinformowali o zdobyciu miasta dopiero 20 maja. Mimo ogłoszenia przez Moskwę zwycięstwa, strona ukraińska nadal kontroluje małą część zabudowań znajdujących się na południowo-zachodnim skraju Bachmutu.
Upadek Bachmutu nie zmienia sytuacji strategicznej na froncie. Ukraińcy nadal bowiem kontrolują pas wzgórz znajdujących się na zachód od miasta, tym samym blokując dalsze rosyjskie postępy w kierunku na Słowiańsk i Kramatorsk.
To kto wygrał „bitwę na wyniszczenie” w Bachmucie nadal pozostaje nierozstrzygnięte. Szacunki dotyczące strat obu stron znacznie się od siebie różnią. Sama bitwa także miała dwie fazy, które cechowała inna dynamika walki. O ile początkowo Ukraińcy zadawali Rosjanom duże straty, o tyle w lutym/marcu sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy Rosjanie wyszli na tyły obrońców miasta i zagrozili głównym szlakom zaopatrzeniowym Ukraińców. Wtedy też nasiliły się głosy kwestionujące sens dalszej obrony Bachmutu.
Plotki o rosyjskiej ofensywie zimowo-wiosennej
Na początku roku pojawiło się dużo plotek o rosyjskich przygotowaniach do kolejnej wielkiej ofensywy, która miała rozpocząć się zimą albo wraz z nadejście wiosny. Komentatorzy prześcigali się w kreśleniu mniej i bardziej nierealnych scenariuszy. Jedni mówili o rosyjskich planach oflankowania Charkowa i marszu na linię Dniepru. Jeszcze inni ostrzegali przed kolejnym rosyjskim atakiem na Kijów.
Ostatecznie jednak Rosjanie nie zdecydowali się na żadną większą operację zaczepną wymierzoną przeciwko Siłom Zbrojnym Ukrainy. Priorytet dla Moskwy miała bitwa o Bachmut, fortyfikowanie dotychczas zajętych pozycji oraz szkolenie żołnierzy zmobilizowanych pod koniec 2022 r.
Nawet jeśli Rosjanie planowali na wiosnę jakieś większe operacje zaczepne, to Ukraińcy pokrzyżowali im te plany, organizując rajdy w głąb obwodów briańskiego i biełgorodzkiego.
Wkrótce miało się okazać, że rajdy na terytorium Federacji Rosyjskiej to „pierwsze salwy” ukraińskiej ofensywy.
CZ. II LATO 2023
TRUDNE DECYZJE
Ukraińskie plany i rosyjskie fortyfikacje
Ukraińscy wojskowi, którzy mieli opracować plan ofensywy, stanęli przed dużym wyzwaniem. Po tym jak Rosjanie dali zaskoczyć się pod Charkowem oraz zostali zmuszeni do porzucenia swoich pozycji na prawym brzegu Dniepru (Chersoń), zaczęli intensywnie fortyfikować dotychczas zajęty teren.
Obecnie rosyjskie fortyfikacje ciągną się przez całą linię frontu, zaczynając się na północy w okolicach Swatowa, przed dawną strefę ATO pod Donieckiem, kończąc na Zaporożu i lewym brzegu Dniepru. Fortyfikacje pojawiły się także wzdłuż całej granicy rosyjsko-ukraińskiej, a nawet na Krymie.
Mimo, że rosyjski wysiłek w kwestii fortyfikacji nierzadko był wyśmiewany (większość pieniędzy przeznaczonych na fortyfikację miała być rozkradana), to Rosjanom udało się ostatecznie zbudować nie tylko rozległy – ale także dobrze przemyślany – system umocnień.
Tam gdzie to możliwe Rosjanie wykorzystali naturalne ukształtowanie terenu Przykładowo w okolicach Swatowa, rosyjskie linie ciągną się wzdłuż wzgórz górujących nad Swatowem i korytem rzeki Krasna (ros. Czerwona).
Największym wyzwaniem dla Rosjan okazała się sprawa fortyfikacji Zaporoża. Występujące tutaj otwarte przestrzenie i brak naturalnych barier, powodują że teren ten jest niezwykle trudny do obrony (tym bardziej, że linia frontu na Zaporożu ciągnie się przez ok. 160 km). Aby zabezpieczyć swoje pozycje na Zaporożu, Rosjanie wybudowali tutaj bardzo skomplikowany system fortyfikacji, złożony z dwóch (a miejscami z trzech/czterech) linii obronnych, które ciągną się na ok. 20 km w głąb terytorium kontrolowanego przez Rosjan. Pas ziemi niczyjej oraz teren pomiędzy kolejnymi liniami obronnymi jest gęsto zaminowany, co jeszcze bardziej utrudnia szybkie przełamanie rosyjskich linii.
*Dla ułatwienia w dalszej części tekstu wspomniane fortyfikacje będę roboczo nazywał „linią Putina”.
Problemy rosyjskiej logistyki na Zaporożu
Rosjanie przygotowali także fortyfikacje na południe od linii Putina. Miasta Tokmak (25 km od frontu) oraz Kamjanka (35 km od frontu) zostały przekształcone w „małe twierdze” i przygotowane do długotrwałej obrony w okrążeniu. Te dwa miasta mają dla Rosjan ogromne znaczenie strategiczne, gdyż przechodzi przez nie linia kolejowa – jest to jedyna linia kolejowa w regionie, która zapewnia połączenie z Rosją. Logistyka jest kluczowa dla zrozumienia sytuacji Rosjan w regionie.
Obecnie rosyjskie siły stacjonujące na Zaporożu są zaopatrywane głównie koleją – pociągi z zaopatrzeniem jadą z Rosji przez Most Krymski, Melitopol, a następnie docierają do węzła kolejowego w Tokmaku. Stąd pociągi mogą iść na zachód (do Kachówki) albo na wschód (do Wołnowachy). Rosyjska logistyka na Zaporożu wspomagana jest przez port w Berdiańsku oraz transport samochodowy z Doniecka.
Co bardzo istotne Rosjanie nie posiadają połączenia kolejowego między Zaporożem a Donieckiem. Pociągi, które zmierzają np. z Rostowa nad Donem do Melitopola nie mogą jechać przez Donieck, lecz muszą iść okrężną drogą przez Krym. Jest tak ponieważ Rosjanom nie udało się zabezpieczyć w pełni linii kolejowej łączącej Wołnowachę z Donieckiem – miejscami linia frontu przebiega zaledwie 5 km od linii kolejowej Wołonowacha-Donieck, co nie pozwala na bezpieczny transport. Pamiętacie jak zimą Rosjanie raz po raz szturmowali Wuhłedar? Celem tych ataków było właśnie zabezpieczenie linii kolejowej Wołnowacha-Donieck (patrz mapa wyżej).
Rosyjska logistyka na Zaporożu znajduje się zatem w dość ciężkim położeniu. Wystarczy, aby Most Krymski został uszkodzony, aby wystąpiły problemy z zaopatrzeniem rosyjskich wojsk na Zaporożu. Most Krymski już raz był celem ukraińskiego ataku w październiku 2022 r. Jednak nie spowodowało to całkowitego zatrzymania ruchu przez most, a na początku maju 2023 r. Rosjanie poinformowali o przywróceniu części kolejowej mostu do stanu sprzed ataku.
Jeśli faktycznym celem Ukraińców jest atak na Zaporoże i dojście do Morza Azowskiego, to powinni podjąć oni kolejną próbę ataku na most krymski. Jest to bowiem najwrażliwszy punkt rosyjskiej logistyki.
Jeśli mostu nie uda się wyłączyć z użycia, to Ukraińców czeka bardzo ciężka przeprawa na Zaporożu. Jeśli Most Krymski będzie bowiem dalej działać, to istotne zagrożenie dla rosyjskiej logistyki powstanie tylko jeśli Ukraińcy zajmą węzeł kolejowy w Nowej Bogdaniwce (na zachód od Tokmaku). Węzeł ten znajduje się jednak ok. 50 km od linii frontu. Aby do niego dojść, Ukraińcy musieliby pokonać aż 4 linie obronne Rosjan.
Istnieje także druga opcja ataku na rosyjską logistykę. Ukraińcy mogą próbować ataku na węzeł kolejowy Werchnij Tokmak (położony między Tokmakiem a Kamjanką, dwiema rosyjskimi “fortecami”). Węzeł znajduje się bliżej linii frontu, bo “tylko” 40 km od niej. Brak także informacji o tym, aby Rosjanie ufortyfikowali Werchnij Tokmak. Może się zatem wydawać, że to idealne miejsce do ataku. To jednak nie takie proste. Zajęcie węzła “Werchnij Tokmak” nie sparaliżuje bowiem rosyjskiej logistyki na zachodnim Zaporożu, a Ukraińcy znajdą się między dwoma silnymi rosyjskimi ugrupowaniami, które z pewnością podjęłyby w takiej sytuacji próbę kontrataku, tak z zachodu, jak i wschodu.
Ukraińskie uderzenie
Wraz z początkiem czerwca Ukraińcy rozpoczęli ataki na Zaporożu. Szerokość frontu tutaj to ok. 160 km, ale Ukraińcy skupili swoje ataki głównie na trzech oddzielonych od siebie sektorach: Orichiw, Wełyka Nowosiłka oraz Wuhłedar.
Atak rozpoczął się 8 czerwca, ale od tamtej pory strona ukraińska nie osiągnęła większych sukcesów. Zaminowanie terenu oraz dobrze rozmieszczone rosyjskie stanowiska strzeleckie sprawiają, że postępy Ukraińców wynoszą kilkaset metrów dziennie i okupione są znacznymi stratami.
Wyzwaniem okazała się także duża aktywność rosyjskiego lotnictwa, a zwłaszcza śmigłowców szturmowych Ka-52 (Aligator). Operują one pod “parasolem ochronnym” rosyjskiej obrony przeciwlotniczej i z daleka wystrzeliwują pancerne pociski kierowane 9K121 Wichr, których zasięg to nawet 10 km. Pojawiają się szacunki, że nawet ¼ ukraińskich strat sprzętowych, na Zaporożu, to “sprawka” Ka-52. Ciężko potwierdzić te szacunki, ale z wielu źródeł dochodzą informacje, że rosyjskie lotnictwo okazało się większym problemem niż zakładano.
Mówiąc o walkach na Zaporożu, warto wspomnieć że Rosjanie prowadzą obronę w bardzo charakterystyczny sposób. Na rosyjskim zapleczu rozmieszczone są oddziały WDW, które działają jak “brygady strażackie”. Jeśli dany sektor frontu znajdzie się w ciężkiej sytuacji i istnieje ryzyko przełamania rosyjskiej obrony, to w dane miejsce kierowane są oddziały WDW, które mają “ugasić pożar”.
Rosjanie nie ograniczają się jednak tylko do obrony. Jeśli w danym miejscu ukraiński atak się załamie, to Rosjanie wyprowadzają swoją kontrę. Rezultaty takich rosyjskich kontrataków są mizerne. Przy czym gen. Skrzypczak, dobrze uchwycił istotę rosyjskich kontrataków na Zaporożu – Rosjanom nie chodzi o zdobywanie terenu, lecz o wybicie Ukraińców “z rytmu”, wprowadzenie chaosu i utrudnienie Ukraińcom dalszych ataków na rosyjskie pozycje.
Czy to już ofensywa?
Opisując ukraiński atak na Zaporożu celowo nie nazywam go “ofensywą”. Przede wszystkim nie wiemy czy Zaporoże i próba dojścia do Morza Azowskiego to obecny cel Ukraińców. Ponadto Ukraińcy nadal nie użyli całego swojego potencjału – szacuje się, że w atakach na Zaporożu biorą udział tylko 4 ukraińskie brygady (wcześniej mówiło się natomiast, że Ukraińcy będą mieli do dyspozycji w czasie ofensywy 12 brygad).
Część komentatorów uważa, że ataki na Zaporożu są tylko kolejną próbą zmylenia Rosjan co do prawdziwego kierunku ukraińskiej ofensywy. Przykładowo, przywołany już, gen. Skrzypczak podkreśla, że dużo lepsze warunki do ukraińskiej ofensywy istnieją np. na Łuku Donbaskim (linia Swatowo-Kreminna-Bachmut), gdzie rosyjskie ugrupowanie przygotowuje się do ataku a nie do obrony.
Osobiście uważam, że celem Ukraińców jest – mimo wszystko – Zaporoże. Fakt, że nie zaangażowali na tym kierunku jeszcze wszystkich swoich sił można próbować wytłumaczyć na dwa sposoby:
- Ukraińcy najpierw chcą uzyskać przełamanie w jednym miejscu frontu, a następnie tym wyłomem puścić do przodu większą liczbę jednostek albo
- Ukraińcy chcą prowadzić walkę na wyczerpanie, licząc że ostatecznie Rosjanie nie wytrzymają tempa strat i nie będą w stanie w pełni obsadzić całej “linii Putina”. Wtedy Ukraińcy uderzą w najsłabszym punkcie rosyjskiej obrony i uzyskają przełamanie
Każde z tych tłumaczeń jest nieco “naciągane”. W przypadku opcji nr 1, silne ufortyfikowanie terenu oraz liczne pola minowe, sprawiają że jakiekolwiek szybkie manewry Ukraińców na Zaporożu są w zasadzie niemożliwe. W przypadku opcji nr 2, należy pamiętać że to atakujący ponosi większe straty niż obrońca.
Są zatem dwie możliwości. Albo Ukraińcy nie docenili siły rosyjskich wojsk na Zaporożu, albo strona ukraińska wie coś czego nie wiedzą “komentatorzy”. Czas pokaże.
Leopardy w ogniu, czyli o stratach słów kilka
W ostatnim czasie dużo kontrowersji budzą straty jakie Ukraińcy ponoszą na Zaporożu. Mamy już pierwsze zdjęcia zniszczonych oraz uszkodzonych Leopardów. Straty przy ataku są czymś oczywiście normalnym i do samych strat sprzętowych nie przywiązywałbym zbyt dużej uwagi.
Trzeba bowiem pamiętać, że gros sprzętu ciężkiego wykorzystywanego w obecnych atakach to sprzęt otrzymywany w ramach pomocy z Zachodu. To, że Ukraińcy tracą czołg czy pojazd opancerzony nie ma zbyt dużego znaczenia. Najważniejsze, żeby przeżyła załoga, której będzie można dać kolejny pojazd. Dlaczego tak mówię? Gdy tylko Ukraińcy stracili 17 wozów bojowych M2 Bradley, Pentagon ogłosił kolejną transzę pomocy i zapowiedział uzupełnienie ukraińskich strat.
Co prawda dostawy sprzętu z Zachodu robią się coraz bardziej problematyczne, bo w krajach NATO nie ma już za bardzo poradzieckiego sprzętu, który można by oddać Ukraińcom i trzeba sięgać już po sprzęt natowski np. wspomniane Leopardy. Jednak póki w USA rządzi obecna administracja Joe Bidena, należ zakładać że amerykański przemysł zbrojeniowy będzie nieprzerwanie uzupełniał straty sprzętowe poniesione przez Ukraińców.
Sytuacja może zmienić się dopiero po ewentualnej wygranej Republikanów w wyborach prezydenckich w 2024 r. Ron DeSantis, najbardziej prawdopodobny kandydat Republikanów wielokrotnie krytykował politykę Bidena wobec Ukrainy, twierdząc m.in. że opiera się ona o daniu Ukraińcom “czeku in blanco” i finansowaniu wojny przez Amerykę bez wyznaczania celu jaki ostatecznie USA chce osiągnąć.
Nawet jeśli DeSantis wygra wybory, to obejmie władzę dopiero w styczniu 2025 r., co jest odległą perspektywą. Rozumieją to zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie. Kijów nie chce czekać do 2025 r., żeby sprawdzić jak wtedy będzie wyglądała pomoc z Zachodu i dlatego już teraz chce rozstrzygnąć wojnę. Rosjanie liczą natomiast na “przeczekanie” Zachodu, dlatego np. budują w Rosji fabrykę irańskich dronów czy rozbudowują korytarz transportowy Północ-Południe (Rosja-Iran-Indie).
Podsumowanie
Z ukraińską ofensywą związane są ogromne nadzieje, podsycane przez niektórych komentatorów, jak i przez media. Niektóre kręgi kreują wręcz ukraińską ofensywę na operację, która nie tylko doprowadzi do wyzwolenia Mariupola i zepchnięcia Rosjan do morza, ale także do odbicia Krymu. Takie przewidywania są zrozumiałe (wiele osób chce aby wojna w końcu się skończyła), choć jednocześnie mało realistyczne.
Niestety, wygląda na to, że ta wojna nie skończy się tak szybko jak byśmy chcieli.